środa, 20 września 2017

Książkę może wydać każdy? Słów kilka o masowych publikacjach youtuberów.

Angelika Mucha wydała książkę o Bieberze, mimo iż go nie zna osobiście. Panna Joanna zrobiła to samo tyle, że w temacie kosmetyków i pewności siebie, choć podkreśla, że nie jest ekspertem w żadnej z tych dziedzin, a Ch...owa Pani Domu wydała publikację, która podobno jedynie tytuł ma oryginalny.  Żadnej z tych pań nie oceniam, bo książek nie czytałam. Powielam jedynie zasłyszane gdzieś sentencje i bliżej przyglądam się całemu zjawisku wydawania książek przez YouTuberów.

Ostatnio zaobserwowałam, że większość dużych youtuberów ma już przynajmniej jedną książkę za pasem, szybkie przykłady:
  • Red Lipstick Monster - dwie książki, trzecia w drodze (jedna o makijażu, druga o tym jak zrobić samodzielnie coś fajnego, a trzecia o paznokciach),
  • Mówiąc Inaczej - jedna książka (o tym jak poprawnie mówić po polsku),
  • Radosław Kotarski/Polimaty - jedna książka (o wielu dziwnych rzeczach, na temat których nie mamy pojęcia),
  • Włodek Markowicz - jedna książka pt. ,,Kropki'' (autor po prostu zrobił kilkusetstronicowy  poradnik jak zrobić kropkę idealną)*.
A to tylko kropla w morzu youtubowych publikacji, które gdyby się tak porządnie zastanowić można podzielić właściwie na cztery części - poradnikowe, autobiograficzne, czysto rozrywkowe i powieści. 

Te pierwsze potrafią być szczególnie pomocne (oczywiście, jeżeli autor ma coś do powiedzenia, a nie tylko udaje, że się na czymś zna) i wydają się być najpopularniejsze; jako przykład może posłużyć książka Pauliny (Mówiąc Inaczej), Ewy (Red Lipstick Monster) czy Magdy (Radzka) - te vlogerki od początku swojego istnienia na youtubie zajmowały się dziedzinami, o których piszą, więc instynktownie można im wierzyć, że wiedzą, co robią. Nieco gorzej jest np. z Panią Joanną, która gdy opisywała, o czym jest jej książka użyła ogromnej ilości fraz, a stara mądrość mówi, że gdy znasz się na wszystkim to nie znasz się na niczym. I nie mam tutaj zamiaru dołączać do zbiorowego hejtu. Po prostu spisuje moje odczucia, gdy ta persona podzieliła się informacją o swojej książce. Wówczas też naszła mnie taka prosta myśl, a dokładniej pytanie; chcemy czytać poradniki ekspertów czy sąsiadek? Asia reklamowała się i szczyciła głównie tym, że traktuje swoje widzki jak koleżanki, znajome i nie jest ekspertem w dziedzinach, o których piszę, więc będzie bez zbędnej spiny. Wszystko okey, ale gdzie tu treść merytoryczna w takim razie? Z autopsji powiem, iż jeśli już chce przeczytać pozycję poradnikową to muszę mieć pewność, że to lektura dobrze opracowana. Podobnie jest z pozycjami popularnonaukowymi - jeżeli dowiaduje się, że daty bądź informację są mylne nie chcę takiej pozycji kupić i szukam czegoś innego - alternatywnego rozwiązania, bo może gawędziarski, luźny ton uprzyjemnia czytanie, ale co, kiedy pozbawia jednocześnie wartościowej treści?

Książka przestaje więc być medium sprawdzonej wiedzy, opracowanej przez specjalistów. Zamiast tego często możemy się spotkać z pozycjami właśnie sąsiedzkimi/koleżeńskimi, które oferują trochę taką blogową czy fajsbukową treść - treść nie specjalistyczną, tylko opartą o pewne, prywatne obserwacje, niepotwierdzone żadnymi badaniami. 

Później mamy lektury autobiograficzne i chyba właśnie te rozumiem najmniej. Przykłady można mnożyć, ale zacznę od Karola, który jako dziewiętnastolatek wydał ,,Kaiko. It's only a game". Odważni powiedzieliby, że to książka, ale choćby recenzja Haffmana mówi inaczej: ,,To garść historyjek z życia Kaiko. Historyjek, które z powodzeniem zmieściłby w pięciu postach na Facebooku". I właśnie tutaj pojawia się problem, bo ludzie zdają się wydawać formę papierową tylko dla samego jej istnienia, a nie po to, aby faktycznie coś przekazać. Dlaczego tak jest? Chciałoby się oczywiście zacytować klasyka - jak nie wiesz, o co chodzi, to chodzi o pieniądze - a na książkach też można nieco zarobić, szczególnie jeśli ma się grupę pewnych odbiorców, którzy już cię znają i lubią. Z jednej strony jest to żerowanie na czyjejś naiwności oraz zaufaniu, ale z drugiej, jakby się tak przyjrzeć, nie wyrządza to żadnych negatywów. Jasne, można dostać zawrotów głowy, gdy wyda się kilkadziesiąt złoty za kilka anegdot oprawionych w ładne zdjęcia, ale bardzo często osobami podatnymi na takie twory marketingowe są dzieci, a z kolei dzieci dzielą się na nieczytające i łaknące lektur jak świeżych bułeczek. W przypadku drugiej grupy niewiele się zmieni, ale dla pierwszej może to być zalążek dobrego nawyku, aczkolwiek i tak nóż  (a przynajmniej nożyk) się w kieszeni otwiera, kiedy człowiek widzi, że prawdziwi wielcy pisarze pokroju Arthura Conan Doyle'a, Oscara Wilde'a czy Mary Shalley nie mają swoich książek biograficznych, ale już trzeciorzędny młodzik z youtuba tak


Przedostatnia już grupa, czyli sekcja stricte rozrywkowa to wszelkie twory pokroju ,,Zniszcz ten dziennik" lub ,,Ta książka Cię kocha". Są to pozycje, które od użytkownika wymagają nieco wolnego czasu, talentu plastycznego i bardzo często wykonania estetycznej destrukcji przedmiotu. Nie wiem jak zapatrujecie się na takie twory; ja jestem w tej zdroworozsądkowej (przynajmniej tak mi się wydaje) grupie, której niszczenie nie przeszkadza, ale jakby tak spojrzeć to trochę szkoda mi papieru. W sensie, jak już ścinać drzewa to może nie dla pięciominutowych przyjemności. W każdym razie, książkowa rozrywka w wydaniu youtuberów wydaje się dość konwencjonalna, aczkolwiek nadal ciekawsza niż biografie, których zdjęcia zajmują więcej miejsca niż tekst.

Ciekawy jest przypadek Angeliki Muchy, która klasyfikuje się gdzieś między biografiami a rozrywką, ponieważ niby biografie napisała, ale po pierwsze nie swoją, po drugie wątpliwej jakości, przez co, troche się zastanawiam czy takiego produktu  w księgarni nie wkłada sie między bajki. Jeżeli sprawy nie znacie, to szybko was uświadomie; Mucha ma ponad 700 tysięcy subskrypcji i widocznie nie chciała popadać w schematy, więc zamiast napisać tysięczną pozycję pamiętnikową, napisała dopiero drugą na polskim rynku biografię Justina. Jest to o tyle ciekawe, że pozbawiła się tematyką książki potencjalnych odbiorców  (no bo nie każdy fan Angeliki jest też fanem Biebera) i jednocześnie ich trochę zyskała (nie każdy jest fanem Muchy, ale jak bardzo lubi Biebera to może jednak się skusi - tym bardziej, że ,,Justin Bieber. Powrót na szczyt" pisane jest w duecie).

Czwarta i ostatnia zarazem grupa to już zwykłe powieści; przyznam, że na polskim youtubie nie widziałam jeszcze takich książek, ale za przykład może posłużyć, choćby książka Zoe Sugg wydana u nas pod tytułem ,,Girl Online''. O tym, że to tytuł lekki i raczej bez większego polotu (nikt nie rozważa tu egzystencjalnych pytań o sens życia i istnienie Boga) nie trzeba dyskutować. Ciekawy za to jest sam fakt, że debiut młodej dziewczyny, która nie ma wyrobionego nazwiska (przynajmniej w świecie pisarskim) i tak naprawdę nie napisała niczego odkrywczego, został tak chętnie przyjęty przez wydawnictwa, a właściwie jedno wydawnictwo po trosze cieszy (bo dlaczego by nie dawać szansy młodym) i po trosze dziwi. Nie sugeruje, że Zoe udało się wydać książkę w Polsce tylko, z powodu kanału, bo gdyby pierwszy tom się nie sprzedał to nie wydano by kolejnych dwóch, aczkolwiek wierze, że social media znacznie ułatwiły Sugg dojść do tego momentu, w którym ,,Gril Online'' przełożone zostało na język polski.


Można tu postawić również inne interesujące pytanie, mianowicie, kto i dlaczego wydaje takie pozycje? Na chłopski rozum powiedziałabym, że to przede wszystkim marketing i pewna marka, którą utworzyli twórcy internetowi. Podobnie jest z drogimi butikami - nie zawsze płaci się za jakość, aczkolwiek zawsze płaci się za metkę, czyli markę. Wydawnictwa widząc milion subskrybentów mogą spokojnie uznać, że przynajmniej 1/3 widzów zakupi książkę, inaczej jest, gdy mówimy o zwykłym debiutancie, który nie ma znanego nazwiska, ani żadnej witryny internetowej - wówczas dla samego wydawnictwa jest to właściwie skok na głęboką wodę, szczególnie jeżeli jest to debiutant polski, bo nie ukrywajmy dużo osób polskiej literatury nie tykają. 

Przyglądając się wszystkim youtuberom i ich tworom można dojść do niejednoznacznych konkluzji, bo są tacy twórcy internetowi, którzy traktują książki jak uzupełnienie swoich kanałów, ale znajdą się i tacy, którym bardziej będzie zależeć na ewentualnym zysku a nie jakości treści. I nawet grupa druga nie jest tak zła,  jakby się wydawało. Może zabiorą kilka drzew i miejsc na sklepowych półkach, ale jest przecież jeszcze ta druga strona, gdzie pewni odbiorcy kupują te książki i czytają, a jeśli to ich pierwsza książka od długiego czasu to chyba nie będziemy rozmawiać o szkodliwości społecznej tego czynu tylko jego wartości. 


*z tymi ,,Kropkami'' trochę śmieszkowałam. Jak głosi opis z książki, ,,Kropki'' to droga ku dorosłości, pokorze i zrozumieniu - nie do końca wiem, co to oznacza i jak temat ugryzł autor, ale z pewnością nie dzieli się wiedzą kaligraficzną. Trochę szkoda.

26 | dodaj komentarz

  1. Bardzo dobry post. Zgadzam się z wieloma kwestiami.
    pozdrawiam, polecam-goodbook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie po prostu takie książki nie interesują. Jak chcą wydawać, niech wydają. Skoro każdy może, czemu oni mieliby tego nie robić? :D Ale żadnej książki youtubera nie mam na półce i na razie nie planuje zakupu żadnej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie ostatnio dużo takich produkcji pojawia się na rynku. Ja zabrałam się tylko za Girl Online ale się poddałam. I na tym koniec przygód, ale wydaje mi się, że te książki nie niosą za sobą nic szczególnego :(
    POCZYTAJ ZE MNĄ!

    OdpowiedzUsuń
  4. Z jednym się zgodzę, niektóre książki youtuberów powinny wylądować na dziale bajek... bo obrazki. Niektóre są napisane bardzo dobrze, sama posiadam poradniki kilku osób z yt, ale też nie kupiłam wszystkich bo np. tajkniki diy są dla mnie stratą kasy... a co do trylogii Zoe Sugg to nie jest odkrywcza ani niczym nowym, ale jednak jest przyjemna ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, tak i jeszcze raz TAK. :D Miałam możliwość zapoznać się z książką Ewy, która okazała się całkiem w porządku. Drugą jest powieść Zoe Sugg. Ja ją uwielbiam, ale moim zdaniem pisanie powinna zostawić komuś bardziej doświadczonemu. Przeczytałam i drugą część, ale do trzeciej nikt mnie nie przekona. Postanowiłam, że daruję sobie książki pisane przez takie osoby. xd
    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy post. Nie wiele mogę powiedzieć o tych książkach, poradnikach, ponieważ jeszcze nie czytałam czegoś takiego i raczej nie zamierzam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam żadnej z tych książek i raczej nie zamierzam, bo kompletnie mnie one nie interesują. Jednak naprawdę szkoda mi papieru na niektóre te tworzy m. in. książkę Muchy. Widziałam wnętrze i to naprawdę kilka stron tekstu poprzetykane milionem zdjęć młodej gwiazdeczki popu. Zainteresował mnie jedynie tytuł od Mietka Mietczyńskiego, odnośnie lektur szkolnych. Uwielbiam jego kanał i luźny oraz ironiczny sposób przedstawienia treści, przez co łatwiej da się je przyswoić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze powiem, że ja po książki youtuberów nie sięgam, choć jeżeli już był miała to chyba po Mówiąc inaczej (bo to może mi się jakoś przydać) i Książki RLM, bo ją akurat bardzo lubię i jej rad zawsze się słucham :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem na TAK z tymi przykładami na samym początku. No, może poza ostatnim przykładem, bo jeszcze nie czytałam, a nie wiem, jak to ostatecznie wypadło - podobno nędznie. Mikułę szanuję za jej książkę, podobnie jak Kotarskiego - te pozycje mam w planach. Zapewne dołączyłabym też do fanów RLM, gdybym tylko chciała się malować. Najprędzej sięgnę po "Historię bez cenzury".
    Zapraszam do siebie na herbaciany konkurs z Muminkami.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie przepadam za książkami internetowych celebrytów. Najczęściej nie mają nic do przekazania, ich wiedza na temat, o którym starają się pisać jest żadna i niemal zawsze treść merytoryczna ich książek jest żadna. Przykładem takiej beznadziei jest np. książka Kaiko czy Marcina Dubiela, które w połowie zawierają zdjęcia (więc nachodzi mnie refleksja, czy nie należy ich raczej nazywać albumem stocków lub fotografii rodzinnych...)

    Btw. zauważyłam, że w wielu miejscach w tym poście brakuje "ogonków" i zdarzają się literówki (brak "k" przy Red LipsticK Monster i "GRIL Online" zamiast "Girl Online"). Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mówiąc inaczej i Historia bez cenzury - świetne książki - te mogę z czystym sumieniem polecić. Czaję się jeszcze na książkę Mietczyńskiego - uwielbiam gościa! :D Nie zawsze książki youtuberów są złe!

    Pozdrawiam Iza
    Niech książki będą z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja miałam okazję zapoznać się z książka Pauliny Mikuły i podobała mi się bardzo. Generalnie, póki nie jest jeszcze masowe, to zjawisko mi nie przeszkadza. Jeżeli chcą, niech sobie wydają. Po prostu zastanowię się, czy warto po to sięgać :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nienawidzę książek polskich "gwiazdek", więc takim książkom mówię zdecydowanie nie, więc nie zacznę nigdy ich czytać. Może innych to ciekawi, ale nie mnie.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Zdecydowanie to nie moja bajka. Przy okazji Cię pociesze - ja nie zamierzam nic wydawać 😂

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo ciekawy post. Mnie osobiście nie ciągnie do tego typu książek, mimo, że na przykład daną osobę oglądam. To myślę, że ta książka i tak nie wniesie niczego do mojego życia, jest o wiele więcej ciekawszych książek, które na pewno chce przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Żadnej z takich książek nie czytałam. Autobiografia takich osób to dla mnie dziwna sprawa, bo niby czemu ma mnie to interesować? Czym się zasłużyli, czym zasłynęli? Jeszcze poradniki np. Red Lipstick Monster rozumiem, bo w sumie zapewne kobieta się na czymś zna, ale reszta... W każdym razie niech publikują, bo może ktoś to czyta, ale ja kupować nie zamierzam.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny post! Nigdy nie czytałam tego typu książek i nie zamierzam. Uważam, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Dla mnie większość z tych pseudo autorów (bo są wyjątki) to osoby, które po prostu łapią wszystkie sroki za ogon a ich wiedza w danej dziedzinie jest po prostu żadna!

    Pozdrawiam, Magda

    OdpowiedzUsuń
  18. Szczerze mówiąc, szkoda mi czasu na te wszystkie poradniki pseudoekspertów od wszystkiego. Nie zwracam na nie w księgarniach uwagi ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Dla mnie te wszystkie poradniki to totalna porażka. Weźmy taką RLM. W jej książce zawarte są dokładnie te same informacje co w filmikach. Jaki jest sens, aby przenosić to na papier?
    To samo tyczy się autobiografii. Nie oszukujmy się. Youtuberzy może i są "gwiazdami", ale nie wybitnymi jednostkami, których biografia jest uzasadniona. Wydawanie książki o zwykłem człowieku, który stał się "sławny" poprzez nagrywanie filmów to w moim odczuciu głupota.
    Pozdrawiam :P
    http://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Wszystko zawsze opiera się o pieniądze w takich sprawach. Trudno jest porzucić dojną krowę. Sława na YT może skończyć się z dnia na dzień, więc warto wycisnąć z niej jak najwięcej. Chociaż przez to traci rynek książkowy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Trochę to przerażające, że książkę może napisać każdy. I tak naprawdę każdy może ją sobie sam wydać... Inna sprawa, że książka to jeszcze nie wszystko, jeszcze przydaliby się czytelnicy. Youtuberom jest łatwiej, wiadomo. Jednak ja po takie pozycje nie sięgam - szkoda mi czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetny post! Z wymienionych książek znam tylko pozycje Pauliny Mikuły i Radka Kotarskiego, które zresztą goszczą w mojej biblioteczce i muszę powiedzieć, że akurat w tym przypadku książki są, jak to ujęłaś, uzupełnieniem ich kanałów. Paulina ma ogromną wiedzę i talent do dzielenia się nią, jest rzetelna, a przy tym ma ogromne poczucie humoru, dlatego po książkę sięgnęłam z przyjemnością i uważam, że dla młodych ludzi, którzy mają problem z poprawną polszczyzną, będzie ogromną pomocą. Co do Radka Kotarskiego, sytuacja wygląda podobnie, jednak tutaj nie ma już takiego efektu "wow'. Innych tego typu publikacji nie znam i raczej nie zamierzam sięgać, bo, po pierwsze, praktycznie w ogóle nie oglądam tych youtuberów, a po drugie nie sądzę, żeby ich książki (a już zwłaszcza biografia Biebera), wniosły cokolwiek do mojego życia.
    Pozdrawiam
    przeliterowana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  23. Szczerze pisząc bardzo dobrze napisany post, a na dodatek z większością się zgadzam.
    Serdecznie pozdrawiam.
    Www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  24. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :D Właśnie mi uświadomiłaś, że nie czytałam jeszcze żadnego literackiego z tych, o których ten post. Nie tęsknię do nich, ale jakoś nie przeszkadzają mi. Są mi totalnie obojętne. A czytać zdecydowanie wolę dobre powieści czy jeszcze lepsze poradniki, ale takie, które sama wybieram. Nie potrzebuję kupować książki Red Lipstick Monster, bo jej kanał na YT wystarcza mi w zupełności (choć też jakoś często jej nie oglądam). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  25. Post mądry i napisany mądrze, podziwiam :) Sama unikam jak ognia tego typu publikacji książkowych, jak już będę chciała pooglądać sobie danego youtubera, to zrobię to na YT, a nie będę wydawać pieniądze na książkę, o której pewnie szybko zapomnę.

    OdpowiedzUsuń
  26. Świetny post. Bardzo przyjemnie mi się go czytało i niedługo polecę go u siebie na blogu. :) Również mam mieszane uczucia co do książek wydawanych przez youtuberów - zazwyczaj "kuszą" efekciarską okładką, za którą - mam wrażenie - niewiele kryje się treści. Wszak nie każdy, kto potrafi "robić internety" jest od razu guru pisarstwa. Myślę, że chodzi głównie o kasę - jeśli i wydawnictwa, i youtuberzy mogą skorzystać z takiego źródła, chętnie to robią i nie widzę w tym nic złego. Szkoda tylko, że czytelnicy są tak koszmarnie niewymagający, że zadowalają się kolorową książeczką.

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo