Już na wstępie lojalnie uprzedzam, że jest to recenzja wyłącznie dla tych jednostek, które przeczytały tom drugi. W przeciwnym razie narażacie się na spoilery, a tego przecież nikt by nie chciał... No chyba, że spoilery lubicie. Wtedy zapraszam ;)
Tomy finalne są najczęściej dobre z powodu wszystkich wątków, które z hukiem zaczynają się kończyć. Tutaj ten huk rozwaliłby wam bębenki. Pojawia się tak wiele problemów i kwestii bez odpowiedzi, że największy zarzut do tomu drugiego - jaki miałam - czyli przewidywalność, w tej sytuacji jest niemal śmieszny i niewyobrażalny. Z jednej strony są elfy, z drugiej trolle, a i wśród nich doszło do rozłamu. Potencjalnych wrogów jest sporo, ale nie do końca wiadomo, z którym naprawdę będzie się trzeba mierzyć. Warto napomnieć, że bohaterowie będący wcześniej tyranami, mogą okazać się całkiem dobrzy lub nawet bezbronni. Danielle pozwoli zagłębić się w ich przyszłość, a to z kolei sprawia, że nawet trochę im współczujemy. Podoba mi się też fakt, iż historia wróciła nieco do pierwotnego klimatu, czyli wszystko dzieję się z dużą dozą trolli, ich żelaznych zasad i magii. Jensen nie ogranicza się też do jednej płaszczyzny; rzuca obydwóch bohaterów na walkę, a my tylko załamujemy ręce, gdy nagle rozdział kończy się na momencie pojawienia się przy Tristanie największego antagonisty, lecz na następnej stronie zamiast chłopaka, opisane są losy Cécile. PS. Dobra informacja dla #teamTistan - mamy więcej rozdziałów z jego perspektywy.
Jednym z minusów, chociaż pewnie dziewięćdziesiąt dziewięć procent populacji nawet tego nie zauważy, są dla mnie lewiatany. Słowem wyjaśnienia powiem, że to takie stwory zaczerpnięte z religii, ale każdy przedstawia je inaczej - jedynym wspólnym mianownikiem jest woda. Zazwyczaj cieszę się z takich smaczków, lecz tutaj mam zastrzeżenia, bo z jednej strony Jensen stworzy całkowicie swój, odrębny świat - czarownice, trolle, slugary, elfy, a tu - buum! - wjeżdża lewiatan. Takie mieszanie czysto fantastycznego świata, z jakimś wyrwanym stworem religijnym nie pasuje mi do siebie. Na szczęście był podczas góra dwóch rozdziałów, więc nie jest to jakiś aspekt, którego znieść nie można. W minusach ''do napisania'' zapisałam sobie również imię Cécile jako tej rozemocjonowanej, a czasami zbyt egoistycznej dziewuchy, która wszędzie się pcha. Po namyśle jednak stwierdzam, że nie była taka zła. Tak, potrafiła być nierozmyślna. Tak, była nieuważna, ale na pewno nie tak głupia jak w poprzednim tomie. Robiła coś, co naprawdę przynosiło skutki, a nie tylko chodziła, po błocie rozkazując wszystkim.
Zwieńczyć wszystko chciałam mówiąc o zakończeniu, którym - naprawdę bardzo - pozytywnie się zaskoczyłam! Takie zakończenie ''właściwe'' poprzedza blisko sto stron ciągłego tłuczenia się i to tłuczenia się ze wszystkim co znamy; bitwa jest zacięta, a choć padają podejrzenia, kto wygra do końca sama nie byłam pewna. Kiedy jednak doszło do ostatnich stron, ,,Waleczna czarownica'' zdołała nawet wylać ze mnie kilka łez wzruszenia, bo historia nie była tak denna jakby mogła. Tak naprawdę po takim zakończeniu można z uśmiechem stwierdzić, że nie na marne czekało się na ten finalny tom, bo jest naprawdę nieoczywiście i nie na skróty podążając logiką ,,lejący cukier też może się sprzedać''. Na koniec powiem, że ostatnio trudno w jakąkolwiek historie wciągnąć mnie do tego stopnia, bym miała problemy z oderwaniem się - tutaj faktycznie tak było : D
Podstawowe informacje:
Tytuł: Waleczna czarownica
Autor: Danielle L Jensen
Liczba stron: 400
Data polskiego wydania: 11.01.2017
Wydawnictwo: Galeria KsiążkiOcena: 9/10
Zakończenie tej serii jest wspaniałe. Trochę bolesne (nieco sobie popłakałam), ale autorka spróbowała czegoś nowego i wyszło jej to na plus. Seria bardzo przyzwoita, chociaż nieco nierówna, bo drugi tom według mnie trochę odbiegał, ale i tak będę miło wspominać całość :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Nie słyszałam o tej serii, ale brzmi bardzo interesująco. Postaram się po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Haha chyba jako jedyna zwróciłaś uwagę na te lewiatany, w sumie dla mnie były nawet ciekawym dodatkiem. Chociaż za każdym razem jak czytałam dźwięk, który wydają "baruuumm" to czytałam to tak śpiewnie przeciągająca to "u" jakby naśladowało faktycznie ich odgłos, nie wiem czemu. :D Jestem dziwna. :P
OdpowiedzUsuńA zakończenie rzeczywiście rozbrajające i warto było na nie czekać. Coś cudownego. Ja przeczytałam aż kilka razy, bo nie mogłam uwierzyć, że to już koniec i że cała historia kończy się tak wspaniale. ♥♥
Pozdrawiam ♥ Lost in my books
O tak, drugi tom był tak bardzo przewidywalny, że to bolało - jedynie końcówką była okey, chociaż więcej zwiastowała niż mówiła w prost. Mimo wszystko zakończenie serii świetne i cieszę się, że nie takie jak to zawsze jest w młodzieżówkach czyli kiss, kiss, ślub, dzieci itd.
OdpowiedzUsuńPrzykuwasz moją uwagę nie tylko książką, ale też tym ciastem na zdjęciu. Nie wiem, na co bardziej mi zrobiłaś ochotę XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read
Nie czytałam jeszcze tej serii, ale mam ja w planach :D
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Na sam początek...e młoda! Przez cb głodna jestem xD Ja kcem ciasto! <3
OdpowiedzUsuńNo cóż...jak już wiesz Porwaną pieśniarkę czytałam, drugi tom też i jestem urzeczona tą historią <3 Uwielbiam te książki. W prawdzie tom drugi troszkę mniej, jednak to nadal kontynuacja pieśniarki dlatego znalazła miejsce w moim serduchu <3 Cieszę się, że trzecia część znowu nabrała poziomu,a nawet i go przewyższyła z tego co widzę :D Słuchaj...jest walka, Tristan, smoki...mogę umierać xD Jak najszybciej musze się w nią zaopatrzyć :)
Buziaki :*
pomiedzy-wersami.blogspot.com
To ciasto wygląda przepysznie :D
OdpowiedzUsuń