niedziela, 24 czerwca 2018

Archanioły, wampiry i Bóg, czyli walka o władze w fantastycznym wydaniu – ,,Siostry Półkrwi’’ Elżbieta Seredyńska

Nigdy nie pałałam jakimś szczególnie ciepłym uczuciem do Wydawnictwa AlterNatywnego, bo też ich publikacje nie wydawały mi się szczególnie dobre. OrgazmokalipsaPamiętnik lesbijki czy Córka pedofila to tylko kilka przykładów książek, które prócz kontrowersyjnych tytułów, zdawały się niewiele wnosić do ogólnej dyskusji o problemach, jakie przedstawiały. Dałam się jednak złapać na ich najnowszą lekturę, czyli na Siostry półkrwi, które obiecywały mi mało oryginalny, lecz bardzo lubiany przeze mnie wątek – mianowicie polityczną batalię między dwoma ugrupowaniami, dworskie intrygi oraz dziwną zależność dwóch bliźniaczek, które uwikłane w brutalną wojnę, są zmuszone stanąć naprzeciw siebie, po odrębnych stronach barykady*. Skutek niestety okazał się dość mierny.

*Żeby było jasne – lubię spiski i walki. Bliźniaczki nie są konieczne.


Pierwszy aspekt, od którego jako wzrokowiec muszę zacząć, to wydanie książki. Okładka Sióstr Półkrwi jest przeciętna (w stronę złej) – czcionka jest mało czytelna, wszystkiego jest trochę za dużo, a główne bohaterki równie dobrze mogłyby wskoczyć na chwilę do jakiegoś starego komiksu, gdzie twórcy dumnie eksponują wszystkim paniom biusty. Co więcej, strój jednej z sióstr na okładce jest o tyle chybiony, że bohaterka wbrew seksistowskim zasadom przeciwstawia się patriarchatowi i zgodnie z swoją wolą, nosi skórzane spodnie i zbroje niczym Joanna d'Arc, i dokładnie takie same reakcję spotykają  bohaterkę jak w ówczesnych czasach Joannę. Tak więc okładka pozbawia postać pewnej cechy charakterystycznej, idąc przy tym w stereotyp i kicz, lecz mimo tych wad nie czuję się jakby ten design poraził moje zmysły estetyczne – właściwie to większy problem miałam z wnętrzem, gdyż tam na każdej stronie widnieje tytuł i autor. Nie wiem, dlaczego i nie wiem po co (czyżby ktoś się bał, że czytelnik w trakcie zapomni, co czyta?). Mnie to trochę raziło (szczególnie na początku), ale później już się przyzwyczaiłam, choć przyznam, że tak osobliwe miejsce na umieszczenie tytułu pozycji, bardzo mocno kojarzył mi się z tanimi wydaniami lektur, dołączanymi do gazet w kioskach. Dla niektórych będzie to kosmetyczne odstępstwo, a dla innych zakryje o przestępstwo. Czas jednak omówić treść, bo to o nią głównie chodzi.


Cała fabuła jest prosta – mamy dwa skłócone ze sobą królestwa, które próbują się nawzajem obalić. Problem w tym, że nie do końca rozumiem, jaka jest ich motywacja, ani ilu uczestników bierze udział w zabawie. Sprawa wygląda tak, że po jednej stronie jest królestwo lodu i tym samym wampirów (do niego należy Aisza – jedna z bliźniaczek), po drugiej znajduje się królestwo aniołów oraz ognia (tutaj mieszka druga siostra, Sonia). Sęk w tym, że trudno mi było zrozumieć pobudki którejkolwiek ze stron. Autorka na początku zarysowuje konflikt tragiczny pomiędzy siostrami, pokazując, że tak naprawdę cały spór jest z góry zaplanowany (nikt nie zna zakończenia, ale same negatywne emocje sióstr są odgórnie narzucone), a wszystko to na zasadzie jakiegoś zakładu, którego szczegółów nikt nie przybliża. Kiedy więc czytam o tym, jak dwie siostry, czują do siebie ogromną pogardę i obydwie od 300-lat próbują się wzajemnie zabić, to w mojej głowie powstaje bardzo przejrzysty obraz rodzeństwa, które nie żywi do siebie żadnych pozytywnych uczuć. Byłam więc wielce zaskoczona, gdy (na początku książki, więc nie będzie to spoiler) Sonia, która przez kilka akapitów mówi o swojej odrazie w stosunku do wampirów oraz nienawiści do siostry w momencie, kiedy naprawdę może zabić Aiszę, ma klapki na oczach i dopada ją coś, co ja określam syndromem złoczyńców Marvela, czyli zamiast zabić wroga, zaczyna mówić poetyckim językiem, jak długo na to czekała bądź z uśmiechem na ustach mówi, jak będzie katować swą ofiarę. Okropnie głupie zagranie, przez które musiałam się zastanowić, po co właściwie była ta rozprawka o zawiści do Aiszy (refleksja na temat satanistycznego uśmieszku siostry przewijała się przez dziesięć stron!). 

Słaba motywacja to właściwie główna ułomność bohaterów. Nie wiem, dlaczego Aisza chcę zadać cierpienie Sonii i zmusić ją do samobójstwa. Jedynie domyślam się argumentów, które stoją za chęcią zabicia Aiszy przez Sonię. Dopowiadam sobie, dlaczego na początku książki Morfeusz (stworzyciel aniołów) oraz Mara (stworzycielka wampirów) zawierają pakt, który ma pokazać, które ''dzieci'' są lepsze, a już całkowicie zagadkowe jest dla mnie, z jakich powodów wampiry chcą królestwa aniołów i na odwrót. Można by było odpowiedzieć, że dla terytorium i samego faktu posiadania władzy. Sęk w tym, że słońce w dystrykcie aniołów świeci tak mocno, że wampiry nie chciałyby tam mieszkać (część by nawet nie mogła), a aniołowie nie znieśliby chłodu z wampirzego dystryktu. Trudno mi znaleźć pobudki dla większości zachowań, choć jednocześnie muszę przyznać, że może to być zarzut tymczasowy. Dlaczego? Ponieważ Siostry półkrwi to jedynie część pewnego cyklu. Niewykluczone więc, że autorka w kolejnych częściach dokładniej przedstawi bodźce, które kierują bohaterami, przez co pewne zachowania z tego tomu, okażą się w świetle nowych informacji całkiem sensowne.

Bohaterowie są też niekonsekwentni; na początku powieści Sonia mówi, że wampiry – wszystkie bez wyjątku – są nasieniem diabła i trzeba je zrównać z ziemią, po czym kilkadziesiąt stron później prowadzi wewnętrzny monolog, rozczulając się nad armią wampirzych dzieci. Nielogiczne są również pewne zabiegi fabularne, np. często powtarzane jest, że siostry są sobie równe mocą, ale później okazuje się, że tylko jedna może grzebać drugiej w umyśle. Nie do końca też rozumiem, jak działa tutaj mrożenie anioła poprzez dotyk wampira, ponieważ podczas jednego incydentu Sonia raz była zamrażana w ten sposób, a później już nie. 

Wszystko jest tu też dużą generalizacją, uproszczeniem i szablonem. Z ust jednego bohatera padają słowa, że zdrowy mężczyzna to tylko heteroseksualny (jest to o tyle ironiczne, że  mówi to wampir, a w tej powieści wszystkie wampiry uprawiają orgie z kim popadnie), kobiety nie mogą przeklinać, walczyć i muszą nosić spódnice. Poza tym, czy nienawidzenie wampirów tylko dlatego, że są wampirami nie zakrywa o rasizm? Jakby się tak zastanowić to społeczeństwo w tej książce mocno przypomina mi te XIX-wieczne zarówno pod względem mentalności, jak i zachowań – wysoko ceni się kurtuazję, kobiety są spychane na margines, homoseksualizm jest źle widziany, wszędzie widać mocno obecny podział klasowy, dalej istnieje przyzwolenie na ocenianie istoty poprzez rasę oraz niewolnictwo. Sama Aisza przypomina mi bohaterkę współczesnych seriali kostiumowych, które opowiadają o czasach rewolucji przemysłowej, bo po pierwsze jest to mocno wyemancypowana kobieta, a po drugie jest to postać, która choć żyje w określonym środowisku i czasie, to ma niecodziennie dzisiejsze poglądy. Dlatego na przestrzeni całej książki poznajemy wiele wampirów degeneratów, lubiących orgię, ale tylko jednego, który by się tego brzydził.


Stosownie byłoby powiedzieć, że bohaterowie to pięta achillesowa tej pozycji, gdyż mało jest postaci, które rozumiemy, nie mówiąc już nawet o darzeniu sympatią. Sonia jest bohaterką spod znaku, jak mi smutno to się złoszczę, co jest cudowną kliszą większości stereotypowych męskich postaci. Jakby tego było mało, Sonia to również bohaterka, której niezależność od męskich postaci podkreśla się na każdym kroku. Moja ulubiona wstawka przypominająca czytelnikowi, jak samodzielna jest anielica, brzmi mniej-więcej tak: nie da się ukryć, jestem anielicą. Jej siostra, Aisza, poprzez zasadę kontrastu wypada nieco lepiej – głównie dzięki retrospekcjom, które budują szczegółowy obraz tej postaci. Lepiej nie znaczy jednak dobrze. Tak jak w przypadku Sonii podkreślane jest, iż anielica stanowi samodzielny oraz wyzwolony byt, tak w przypadku Aiszy często można przeczytać, jak to wampirzyca jest nieobliczalna i szalona, choć podczas całej lektury nie było choćby jednego momentu, który faktycznie wskazywałby na tę niepoczytalność postaci.

Książka nasuwa pewne skojarzenia z słynną Grą o tron, lecz nie myślcie, że to jakaś polska odpowiedź na tę krwawą sagę. Asocjacja jest mało wyszukana, gdyż polega na podobieństwie nazw; u Martina cała seria nazwana jest Pieśnią Lodu i Ognia, u Seredyńskiej Waśń Ognia i Lodu to tylko podtytuł wstępu. Od razu zaznaczę, że mimo sporej pokrewności nazw, nie zarzucam autorce złośliwej inspiracji, bowiem ogień i lód to faktycznie integralne części fabuły Sióstr Półkrwi. Poza tym, gdyby ktoś chciał ogłosić autorkę Martinem w spódnicy to z pewnością podtytuł zmieniłby się w główny tytuł, aby przyciągnąć potencjalnych fanów.

Prócz bliskich tytułów są jeszcze dwie cechy łączące te powieści. Po pierwsze w Siostrach półkrwi jest sporo nagości. Niby nikt nie mówi o penisach i macicach (raz tylko wspominano o klejnotach, ale tylko po to, by podkreślić, że nasza anielica ich nie ma, bo jak sama wspomina nie da się ukryć, JEST anielicą). Druga analogia to coś znamiennego dla większości książek z królestwami, bowiem każdy dwór musi mieć swojego Littlefingera, czyli postać, która mąci, ma władze i nie do końca wiadomo, po której jest stronie. Tutaj takim bohaterem jest Brutus (to takie niezbyt delikatne nawiązanie do historii, w razie gdyby ktoś się zastanawiał czy jest zdrajcą). Brutus jest wampirem – do tego homoseksualnym, co autorka przekazuje w bardzo łopatologiczny sposób. Istotną dla mnie kwestią jest to, iż Brutus stanowi jedyną postać, którą lubiłam i jednocześnie jedyną, która nie miała żadnego celu w tej historii.


Jeśli jeszcze mówimy o tych przebrzydłych wampirach, które w książce stanowią gniazdo rozpusty, chciałabym rozszyfrować, dlaczego w tej powieści wszystko, co tyczy się krwiopijców, jest powiązane z seksem (notabene często niesmacznym i zwyczajnie zbędnym). Najsilniejszy wampir w królestwie musi mieć kochanice i zabawiać się z nią w łaźni, kokieteryjność jego żony jest ukazana jako supermoc (serio), a jeden z wampirów ginie w pokoju przeznaczonym do orgii. Nie wspominając nawet o tym, jak jeden z mężczyzn wykupuje niewolnice, wypije jej krew, a ona, mimo iż przerażona chcę z nim pójść na koniec świata i uprawiać seks. Dodatkowo wśród aniołów istnieją niezbyt klarowne zasady moralności, gdyż stary facet ma brudne myśli o małej dziewczynce, której dopiero niedawno urósł biust i wszystko związku z tą sytuacją wydaje się może trochę nieadekwatne (bo mężczyźnie właśnie umarła żona), ale całkiem przyzwoite – notabene opis tej sytuacji brzmi jak Wattpadowe fantazję. Przykłady:
Piersi Sonii zdają się poruszać jeszcze szybciej, tak szybko, jakby za chwilę miały rozerwać mocny, ciasno związany gorset [...].
Nathaniel nie może oderwać wzroku od jej gorsetu, mimo że wie, jak niebezpieczne myśli przychodzą mu do głowy, gdy na niego patrzy. 
Nie ma świadomości, że schylając się, niby przygładzając ciężki materiał spódnicy, piętrzący się wokół jej wąskiej talii, tylko potęguje jego chorobliwe silne pożądanie.  Uwydatnia pełne piersi, które już i tak krzyczą o uwagę, poruszając się tak nerwowo, jakby ktoś ich właśnie dotykał. 
Co ważne te cytaty pochodzą jedynie z trzech następujących po sobie akapitów (gdyby ktoś chciał sprawdzić –  strona 187 i 188).

Można się jeszcze zastanawiać jakie inne stworzenia towarzyszą wampirom i aniołom. Śpieszę z odpowiedzią, bo tak naprawdę nie ma tego wiele, a nawet jeśli coś się pojawia to potencjał tych wątków jest raczej spychany gdzieś w kąt. Niemniej jednak w  Siostrach Półkrwi świat składa się z:
• wampirów, które – o ironio! – mogą umrzeć w wyniku utraty krwi bądź spalania,
• aniołów – o których właściwie nie wiadomo zbyt wiele,
• Upadłych – którzy są anioło-wampirami,
• ludzi,
• wilkołaków,
• Boga – przynajmniej prawdopodobnie, bo ta kwestia nie została jeszcze rozwiązana.

Na koniec jeszcze chcę chwilę porozwozić się nad dynamizmem powieści. W książce bez wątpienia dużo się dzieje – są intrygi, zdrady, domysły – lecz mimo to trudno o zaskoczenie. Na początku myślałam, że to wina tego, iż w książce dzieję się za dużo, bo jak mówił Chaplin Dobre jest obrzucanie się ciastkami z kremem, ale jeśli film tylko na tym polega, szybko staje się monotonny. Później jednak doszłam do wniosku, że nawet jeśli dzieję się sporo, to dobry literat jest w stanie położyć nacisk w takich miejscach, że czytelnik nie czuję się znużony akcją (tutaj za przykład może posłużyć Gra o tron). Problem Sióstr Półkrwi leży raczej w opisach oraz wewnętrznych rozważaniach, bo jest coś w tej narracji, co opisuje cały tok wydarzeń trochę z boku, przez co czuć lekki dystans w stosunku do wydarzeń. Największej jednak winy doszukuje się w bohaterach, którymi ani trochę się nie przejmowałam, nie utożsamiałam się z nimi, ani tym bardziej nie zżyłam. Tak oziębłe uczucia z pewnością sprawiły, że litry krwi, kolejne morderstwa oraz akty brutalności nie robiły na mnie większego wrażenia.

Zmierzając do końca, muszę przyznać, że miałam ochotę odłożyć tę książkę już po dwudziestu stronach. Przemogłam się i im dalej w las tym zaczęło być lepiej, mimo wszystko nie polecę tej książki i zapewne nie sięgnę po kolejny tom. Zasadniczo dziwię się, że autorka zdecydowała się zrobić z tego serię, gdyż jeden obszerny tom zostawiłby mnie prawdopodobnie z poczuciem zamkniętej historii i przypuszczalnie cieplejszymi odczuciami. Natomiast dwustu-stronicowy wstęp do historii nie zaciekawił na tyle, bym kiedykolwiek jeszcze chciała sięgnąć po kolejne części. Nie napiszę, że to książka katastrofalna, bo wbrew wszystkim minusom miała swoje momenty, całkiem ciekawy (choć nie innowacyjny) pomysł na świat, a autorka czasami dbała nawet o takie szczegóły jak specjalistyczne słownictwo znane tylko temu wymiarowi (coś jak mugole w Potterze) czy zmiana słynnych powiedzonek (to tak jak mówić o mój Thorze zamiast Boże itp.).  W tym wypadku minusy jednak przeważają nad plusami, a szkoda, bo zapowiadało się nieźle...


Wskazówki wydedukowane z myślą o łowcach potworów.
Tytuł: Siostry Półkrwi
Autorka: Elżbieta Seredyńska
Wydawnictwo: AlterNatywne
Liczba stron: 200


Recenzja powstała przy współpracy z Wydawnictwem AlterNatywne, jednak wszystkie wyrażone w niej opinie są moimi własnymi.

7 | dodaj komentarz

  1. Ja pewnie nie wytrzymałabym i jednak odłożyła tą książkę wcześniej niż po 20 stronach. Chociażby dlatego, że mam na półce wiele świetnych książek, które już za długo czekają na to, aż je przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysł mi się podobał, ale wykonanie jakieś takie niekonkretne. I ten brak zakończenia. Ale kontynuacji może i bym dała szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka mi się nawet podoba, ma w sobie to coś, jednak myślę, że treść nie przyciągnęłaby mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam wrażenie, że mnie osobiście szlag by trafił podczas czytania tego. A okładka mnie osobiście bardzo odrzuca - to taki bardzo tani kicz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wampiry i wilkołaki mają literackiego pecha - rzadko trafia się coś dobrze napisanego, a przecież te "rasy" mają swój potencjał... Zerkałam na tę książkę, ale po Twojej recenzji już wiem, że miałabym problem z czerpaniem przyjemności z lektury :(

    Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest i mam niejasne przeczucie, że zarówno wampiry jak i wilkołaki utraciły na fakcie, iż w pewnym momencie dużo młodzieżowych pisarzy uznało, że ugrzeczni ten gatunek i zrobi z niego idealny materiał na chłopaka/narzeczonego/męża...

      Usuń

Template by Elmo