Wszystko wydaje nam się proste - białe albo czarne. Są żywi oraz umarli. Nie ma zombi, wampirów czy latających glonojadów, które wyjadą ci codziennie dżem z lodówki. A co jeśli między życiem i śmiercią istnieje świat, którego stąd nie widać? Coś czego nie można pojąć tak łatwo? Życie człowieka to suma wyborów, a one przynoszą konsekwencje. Henri jak nikt inny zdaje sobie z tego sprawę. Reporter wojenny nie potrafi założyć rodziny, ogarniała go trwoga na myśl o stałym związku, kiedy w końcu chcę się zmierzyć z własnymi decyzjami przyjeżdża do Londynu, by spotkać się z synem, Samem. Jego plany biorą w łeb, gdy widzi tonącą w Tamizie dziewczynkę. Skaczę do wody i natychmiast ją ratuje. Chwałą bohatera nie cieszy się zbyt długo, bo na lądzie zostaje potrącony - zapada w śpiączkę. Jeden wypadek nie tylko zmienia dotychczasowe życie mężczyzny, ale także Eddie, jego byłej dziewczyny. Spokojne życie przeistacza się w wielki ciężar odpowiedzialności; to ją Henri upoważnił do podejmowania wszystkich decyzji w sprawie jego leczenia. Z kolei Sam marzy, by w końcu poznać swojego ojca i jednocześnie faceta znienawidzonego przez swoją matkę.
Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania owej książki nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Wszelkie pozycje z motywem snów (a takich ostatnio coraz więcej) nie przekonywały mnie do siebie. Tu szale przechyliła osoba Henriego. Reporter wojenny musi być ciekawą postacią, no nie? Księga snów to powieść trzech osób. Każda z nich daję jakąś cegiełkę, wszystkie postacie uzupełniają nawzajem pewne szczegóły, lecz jak to bywa miałam swojego ulubieńca i był nim właśnie Henri. Jego ciekawy zawód oraz historia sprawiły, że był tym złożonym charakterem z tajemniczą przeszłością, którą skrywał przed wszystkimi. Jego spojrzenie na świat było szersze przez rzeczy i tragedie jakie widywał; nie było tego wiele, ale znalazł się nawet skrawek podróży do kraju, w którym panowała wojna czy rozmowy z małym zamachowcem.
Sammy za to opisuje wszystko w barwach oraz liczbach, więc mimo młodego wieku ubarwia opowieść.
Eddie nie była zła, chociaż jej postać polubiłam najmniej. Momentami jej widoczna gołym okiem miłość do faceta w śpiączce oraz wspomnienia, które ją męczyły trwały za długo. Choć trzeba przyznać, że Nina dała tej postaci kawałek siebie i to dosłownie. Wystarczyło bym przeczytała zakładkę o autorce, a już widać było wyraźne podobieństwa. Na kilka linijek tekstu zasługuje również postać drugoplanowa - dr Saul. Zimne podejście do pacjenta, a jednocześnie wiara w trzeci wymiar, w okręgi między życiem a śmiercią... Naprawdę dobra, konsekwentnie poprowadzona postać.
Nina George przedstawiła śpiączkę jako coś nowego, jak odrębny świat, w którym osoby będące w takowym stanie przeżywają swe prawdziwe życie od nowa oraz jego alternatywne wersje; czasami lepsze, czasami te gorsze. I pomysł ten był naprawdę ciekawy, czy nowy? Trudno mi określić, bo jak mówiłam z takimi książkami wcześniej się nie spotykałam. Choć była to książka, którą czytało mi się naprawdę dobrze to właśnie przez ten brak emocji nie będę wam jej wciskać na siłę, mówić, że niesie cudowne przesłanie czy coś podobnego... Pozycja dobra, jak będziecie mieć okazję to czytajcie, ale żeby biec za nią na złamanie karku? Bez przesady.
Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania owej książki nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Wszelkie pozycje z motywem snów (a takich ostatnio coraz więcej) nie przekonywały mnie do siebie. Tu szale przechyliła osoba Henriego. Reporter wojenny musi być ciekawą postacią, no nie? Księga snów to powieść trzech osób. Każda z nich daję jakąś cegiełkę, wszystkie postacie uzupełniają nawzajem pewne szczegóły, lecz jak to bywa miałam swojego ulubieńca i był nim właśnie Henri. Jego ciekawy zawód oraz historia sprawiły, że był tym złożonym charakterem z tajemniczą przeszłością, którą skrywał przed wszystkimi. Jego spojrzenie na świat było szersze przez rzeczy i tragedie jakie widywał; nie było tego wiele, ale znalazł się nawet skrawek podróży do kraju, w którym panowała wojna czy rozmowy z małym zamachowcem.
Sammy za to opisuje wszystko w barwach oraz liczbach, więc mimo młodego wieku ubarwia opowieść.
Eddie nie była zła, chociaż jej postać polubiłam najmniej. Momentami jej widoczna gołym okiem miłość do faceta w śpiączce oraz wspomnienia, które ją męczyły trwały za długo. Choć trzeba przyznać, że Nina dała tej postaci kawałek siebie i to dosłownie. Wystarczyło bym przeczytała zakładkę o autorce, a już widać było wyraźne podobieństwa. Na kilka linijek tekstu zasługuje również postać drugoplanowa - dr Saul. Zimne podejście do pacjenta, a jednocześnie wiara w trzeci wymiar, w okręgi między życiem a śmiercią... Naprawdę dobra, konsekwentnie poprowadzona postać.
Może wszyscy jesteśmy tylko historiami, które właśnie ktoś czyta i może to ratuje nas przed ostatecznym zapomnieniem?Nina George stworzyła książkę pod każdym względem poprawną. Szczególnie przykuł mnie jej język, sposób opisywania. Jest to coś pomiędzy epickimi opisami (to te, które najczęściej większość z nas pomija ze względu na przerażającą długość) a klarownym i zwięzłym przekazywaniem informacji. Nie mam więc do jakiego aspektu się przyczepić; język był naprawdę dobry, każda postać inna, żadna z nich nie była schematyczna, miała przeszłość, ciekawe historie, wady i zalety... Jedyne czego mi tu brakowało to emocji i dlatego też tak długo nie chciałam publikować tej recenzji, bo nie mam zbyt wiele do napisania... Oczekiwałam jakiegoś roller coastera emocji. W książce, gdzie bohater może umrzeć w każdej chwili powinno ich nieco być, a tu pustka. Fajnie się czytało, ale jednak nic poza tym. Choć zaznaczyłam podczas czytania kilkanaście naprawdę dobrych cytatów to nie doprowadziło mnie to do żadnych refleksji, konkluzji. Nic.
O wiele lepiej wiemy, co się dzieje na Księżycu niż w naszej głowie.Oczywiście można się tu doszukiwać przesłania, że śmierć wywiera piętno na twoich bliskich, że trzeba podejmować wybory konsekwentnie czy pamiętać, że tylko krowa nie zmienia poglądów, ale jednak to już analizowanie i doszukiwanie się przesłań na siłę, a ja oczekiwałam raczej porządnej przestrogi na koniec.
Scott powtarza, że należę do ludzi, którzy świadomie idą w złym kierunku, byle tylko nie zrobić przykrości temu, kogo zapytali o drogę.
Nina George przedstawiła śpiączkę jako coś nowego, jak odrębny świat, w którym osoby będące w takowym stanie przeżywają swe prawdziwe życie od nowa oraz jego alternatywne wersje; czasami lepsze, czasami te gorsze. I pomysł ten był naprawdę ciekawy, czy nowy? Trudno mi określić, bo jak mówiłam z takimi książkami wcześniej się nie spotykałam. Choć była to książka, którą czytało mi się naprawdę dobrze to właśnie przez ten brak emocji nie będę wam jej wciskać na siłę, mówić, że niesie cudowne przesłanie czy coś podobnego... Pozycja dobra, jak będziecie mieć okazję to czytajcie, ale żeby biec za nią na złamanie karku? Bez przesady.
Podstawowe informacje:
Tytuł: Księga snów
Autor: Nina George
Liczba stron: 424
Data polskiego wydania: 01.02.2017r.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Tłumaczenie: Mateusz Borowski
Ocena: 6/10
mimo wszystko bardzo mnie ciekawi, dopisuję do listy :)
OdpowiedzUsuńIntrygująca powieść - co nieco o niej słyszałam, a jednak dopiero po Twojej recenzji, dowiedziałam się, z czym mam do czynienia. I też się wcześniej nie spotykałam z książkami o podobnej tematyce, więc chyba cząstka innowacyjności musi w tym być. :)
OdpowiedzUsuńObserwuję!
http://limobooks.blogspot.com/ :)
Książka wydaje się... zwykła. Motyw snu już był, może nie w tej formie, ale podobny. Może najpierw przeczytam coś innego tej autorki, chyba coś u siebie mam, aby ocenić jej pióro, potem sięgnę po nową powieść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://sunny-snowflake.blogspot.com/
Jestem ciekawa jak tobie się spodoba i jakie opinie będą chodziły po premierze.
OdpowiedzUsuńJa mimo wszystko dalej mam zamiar wyrobić sobie własną opinię na temat tej książki. Szkoda tylko, że nie wywołuje żadnych emocji, chociaż każdy ma przecież inne podejście, więc może akuratnie coś mnie w niej wzruszy :) No i ostatnio sięgam też coraz więcej po literaturę współczesną, więc ten tytuł po prostu musiał się znaleźć na liście ;)
OdpowiedzUsuń"ale także Eddie, jego byłej dziewczyna." - dziewczyny? ;)
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej ciekawi mnie ta książka i przedstawiony w niej świat snu. Również postać głównego bohatera, reportera wojennego, wydaje się być niezwykle interesująca. I nawet nie przeraża mnie ten brak emocji. :)
Czytałam ostatnio dużo różnych recenzji tej książki. Muszę ją w końcu sama przeczytać i się przekonać, czy przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńBłąd już poprawiony, dzięki za uwagę :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o niej bardzo dużo różnych opini także może niedługo wyrobie sobie własną?
OdpowiedzUsuńChociaż jak na razie jedynym jej plusem jak dla mnie jest piękna okładka ♥
Jeśli gdzieś spotkam to przeczytam, ale nie będę też za nią "latać" po wszystkich księgarniach.
Pozdrawiam :)
Intryguje mnie ta książka. Chciałabym ją kiedyś przeczytać i mam nadzieję, że u mnie wywoła te emocje. Ale nie będę się nastawiać na jakieś wielkie wow, bo raczej tego nie dostanę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie!
zaczytana-w-fantastyce.blogspot.com
"Nie ma zombi, wampirów czy latających glonojadów, które wyjadą ci codziennie dżem z lodówki." <3
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie dla mnie, bo chociaż tematyka ciekawa, to po takiej książce też oczekiwałabym emocji. Dużo emocji. Ale ma ładną okładkę :)
Po opisie wydawcy chyba spodziewałam się, że ta książka będzie o czymś innym. Byłam przekonana, że chcę ją przeczytać bo zaleje mnie falami emocji, które dla mnie są podstawą w książkach. Mój zapał trochę ostygł po twojej recenzji, ale chętnie do niej zajrzę i tak, chociaż na pewno nie kupię w ciemno. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://the-book-huntress-reviews.blogspot.com
Fajna recenzja :) wpadnij do mnie :)- http://szeptamozeszelestduszy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, książka zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńNie widziałam okładki na żywo, ale również wydaje mi się bardzo estetyczna, szczególnie jeśli doda się do tego twardą oprawę <3
OdpowiedzUsuńPomysł bardzo ciekawy, o takim jeszcze nie słyszałam i z chęcią zapoznam sie z tą historią :) Uwielbiam sny i wszystko, co się z nimi wiąże, tak, że jest to pozycja dla mnie :)
OdpowiedzUsuńJestem mega ciekawa tej książki po przeczytaniu Twojej recenzji. :)
OdpowiedzUsuńO, pierwsza osoba, z której opinią się spotykam, która nie wychwala tej książki aż tak bardzo xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
toreador-nottoread.blogspot.com