wtorek, 30 stycznia 2018

Post, w którym ładnie wyjaśniam, dlaczego czytanie (czegokolwiek) nie sprawia, że jesteś lepszym człowiekiem.

W wielu czytelnikach istnieje nieodparte wrażenie, że niektóre książki są lepsze od innych. I nie chodzi tutaj o walory artystyczne bądź osobiste preferencje - czyli fakt, że pewne utwory podobają nam się bardziej lub mniej - tylko o rozumowanie, według którego pewnymi tytułami należy się chwalić, a innymi już nie. Takie zjawisko w świecie książkowym dotyczy wielu kwestii; niektórzy uważają, że książki popularnonaukowe nigdy nie powinny się równać erotyce i błahym romansom. Za to inni twierdzą, że jak książka to tylko papierowa. Żadne audiobooki! Żadne e-booki! Bo przecież to nie książki. Temat ten jest wałkowany, odkąd tylko e-booki weszły na rynek książkowy, a jednak kiedy widzę post, w którym osoba pyta czy przez czytanie e-booków jest zła, to coś we mnie w środku - może nie gotuje się - ale obumiera zastanawiając się, czy to aby nie clickbait, a jeśli nie, to skąd ludzie czerpią takie pomysły. 

Dzisiaj będzie więc sztampowo - bo chyba każdy już poruszał ten temat - lecz czasami warto przypomnieć albo po prostu kogoś uświadomić, że czytanie ma stanowić przyjemność, rozrywkę, a nie obowiązek i walkę szczurów, bo jasne można liczyć ilość przeczytanych stron, ilość przeczytanych pozycji - ba! Sama to robię - ale nie chodzi o to by walić w ścianę, kiedy się nie uda osiągnąć celu lub tworzyć wewnętrzne podziały, bo ty czytasz gówno”, ty czytasz nie to co ja", ty czytasz coś mniej wartościowego", a ty czytasz więcej, ty mniej" i tak dalej… 


Bardzo źle. Od tego się umiera.


Starcie tytanów, czyli papier vs nie-papier.

Książki papierowe i te na czytelniku bądź w telefonie to chyba najwięksi wrogowie, a co zabawne różnią się minimalnie. Treść jest ta sama, tytuł również, sposób przyswajania identyczny (w obydwóch przypadkach czytamy), jedyna różnica to obrazki - w czytnikach ilustracje często są czarno-białe. Wybór między papierem tradycyjnym a elektronicznym to nic więcej jak nasze upodobania i przyzwyczajenia, bo do niektórych przemawia magazynowanie wszystkich książek w jednym miejscu i czytanie takich kolosów jak ,,Gra o tron’’ czy ,,Wielka księga dokonań Sherlocka Holmesa’’ w komunikacji miejskiej oraz trzymanie tych tytułów zawsze pod ręką (w torebce), co w wersji tradycyjnej nie byłoby możliwe, przez rozmiary owych dzieł. Za to inni preferują obracanie kartek, charakterystyczny zapach stron czy tuszu i w tym też nie ma nic złego. 

Głupie jednak jest definiowanie czytelnika poprzez sposób w jaki odbiera informacje, bo to czy ja odbiorę i przetrawię podane słowa z tableta czy z książki papierowej nie sprawia, że treść jest inna. Historia cały czas jest taka sama i czytelnik cały czas potrafi wyciągnąć identyczne wnioski. Nie ma więc powodu, dla którego miałabym uparcie trzymać się jedne formy przekazu. Oczywiście, możemy mówić o zaletach książek i zaletach elektroniki - to zresztą jest jak najbardziej wskazane w naszej małej społeczności. Bo jeśli kupuje w ciągu roku jakieś 70/80 pozycji to siłą rzeczy książki otaczają mnie i są w jakiś sposób moim życiem codziennym, wydaje na nie pieniądze, szukam dla nich miejsca, a także często kupuje półki, aby je pomieścić, więc w momencie kiedy zastanawiam się nad alternatywnymi rozwiązaniami to opinię na temat czytnika czy e-booków jako takich, są dla mnie zbawienne. Dobre też jest robienie zestawień, gdzie widać plusy i minusy obydwóch, a właściwie trzech (ponieważ odbierać książki można również za pomocą audiobooków) propozycji, jednak ubliżanie innym, bo słuchają, parafrazując klasyka, urąga podstawowej estetyce ludzkiej. 

To tylko od nas zależy czy my lubimy taki przekaz. Nie oznacza to jednak, że jeśli czegoś nie lubię to ewidentnie ta forma jest mniej wartościowa bądź gorsza. Gorsi to mogą być, co najwyżej, ludzie, którzy uważają, że będąc w pewnej grupie odbiorców są automatycznie lepsi od innych. Bo tak. 



Jest to o tyle zabawne, że sami obalamy mit - w który tak usilnie niektórzy próbują wierzyć - o super-hiper tolerancyjnych, empatycznych i inteligentnych książkoholikach. Prawda jest taka, że czytanie nie daje ci super mocy - tak może czegoś się dowiesz, może będziesz lepiej składać literki od swoich rówieśników, ale możesz też zamienić się w snoba, no nie?

Niby oczywiste, lecz czasami wydaje mi się, że nie da wszystkich.

Starcie herosów, czyli czytanie mało vs czytanie dużo.

Szczerze mówiąc nie sądziłam, że dojdę w życiu do momentu, w którym komukolwiek będzie trzeba tłumaczyć, że czytanie to nie wyścigi i można czytać nawet dziesięć książek rocznie i ,,orientować się w temacie’’, ale internet wylał na mnie wiadro zimnej wody.

Komentarze pod postem, w którym jedna z podcasterek napisała, że przeczytała w ciągu roku 44 książki.

Takie zachowanie jak powyżej wywiera presje. 
Bloger (jest pod wpływem odbiorców, którzy wymagają od niego pewnej ilości przeczytanych tytułów) → czytelnik (widząc blogerów/vlogerów, którzy cały czas czytają jak najęci, sam czuje presje, by mieć podobne wyniki) → osoba niespełniająca standardów (zaczyna ,,ukrywać’’ swoje wyniki, bo to przecież wstyd).

Żeby nie było, gdy ktoś czyta dużo (naprawdę dużo) to też spotyka się z zróżnicowanymi reakcjami. Jedni gratulują, drudzy pytają ,,jak?’’, trzeci z góry zakładają, że takie osoby pewnie siedzą na siedzeniach i nic nie robią, czwarci zaraz wyskakują, że ,,oni to nie czytają na wyścigi’’ (tak jakby ta informacja była w tej dyskusji jakkolwiek potrzebna). 


Kilka reakcji na wynik czytelniczy uczestnika wyzwania ,,Przeczytam 52 książki w 2018 roku''.


Starcie ziemi z niebem, czyli czytanie klasyków vs czytanie młodzieżówek.

Ostatni już konflikt to ten pomiędzy osobami czytającymi klasyki literatury, pozycję nagradzane najważniejszymi nagrodami literackimi oraz osoby czytające lektury lekkie, odprężające, czasami nieco głupiutkie i humorystyczne. Wśród pierwszej grupy, bardzo często znajdą się tak zwane snoby, czyli osoby, które uważają się za lepsze tylko dlatego, że czytają takie a nie inne książki. Jest to o tyle głupie, że czytanie młodzieżówek nie wyklucza jednoczesnego czytania książek górnolotniejszych. Tutaj mogę się odnieść do swojego przykładu; na moim koncie czytelniczym jest od groma lekkich, niezobowiązujących historii o pierwszych miłościach nastolatków. Czytałam tych powieści tak wiele, że na chwilę obecną bardzo trudno zaskoczyć mnie w tym gatunku. Z drugiej strony czytałam też sporo klasyki - głównie klasyki brytyjskiej. Odhaczonego mam już Sherlocka, Draculę, Frankensteina, Orwella, ,,Portret Doriana Graya’’, Narnię czy ,,Morderstwo w Orient Expressie’’ i nadal chcę poszerzyć swoje horyzonty pod tym względem. Mogliście zresztą zauważyć, że w poście na początku roku pod tytułem ,,Hello 2018’’ wyraźnie napisałam, iż mam duże plany a propos czytania literatury klasycznej. Planuję między innymi poznać się z literaturą francuską poprzez Dumasa, z literaturą rosyjską przez Tołstoja i Dostojewskiego, ale także z klasyką amerykańską - ,,Wielki Gatsby’’. Mogę więc spokojnie potwierdzić, że można czytać jednocześnie książki lekkie (może nawet głupiutkie) i te poważniejsze.

W tym konflikcie nie chodzi jednak o to by czytać jedno i drugie, bo może po prostu ktoś nie chce czytać jednego i drugiego. I to wcale nie stawia go w gorszym pułapie. Czytanie książek jest super. Świetnie, że czytamy, ale jeśli ktoś woli inną formą odbioru to także nic złego. Spójrzmy na przykład na przemowę uważaną za najpiękniejszą - przemowę Charliego Chaplina. Nie pisarza, nie poety tylko producenta i aktora filmowego. 

Jednym słowem wystarczy kupić kawałek papieru, aby zyskać wiarygodność.


Film, serial, teatr  - to są odnóża kultury, które mogą zapewnić równie inteligentną i błyskotliwą rozrywkę jak książki. Mogą także książki zastąpić.

Z miesiąca na miesiąc robię zapowiedzi serialowe i wyraźnie zauważam zwiększającą się tendencję do inspirowanie się historiami pisanymi. Producenci oraz scenarzyści sięgają po książki i na ich podstawie tworzą historię. Często są to historie tak samo dobre, a nawet lepsze i bardziej rozbudowane. To pokazuje, że czasami nie trzeba czytać, by wiedzieć więcej. Można obejrzeć i widzieć tyle samo albo nawet więcej, co uzasadnia choćby ekranizacja ,,13 powodów’’ (,,13 reasons why’’). Poza tym, zerknijmy na treści filmowe nastawione na poszerzenie wiedzy. Takie produkty bardzo często potrafią lepiej zobrazować dane problemy i lepiej wpłynąć na wyobrażenie odbiorcy o problemie niż zrobiłby to papier. 

Nie mam zamiaru teraz uniżać książkom. Chcę jedynie pokazać, że te wszystkie formy kultury się nie wykluczają i mogą współpracować. To, że czytam książki nie znaczy, że nie mam ochoty obejrzeć serialu - resztą wszyscy wiemy, iż robię to nagminnie. To, że oglądam seriale nie znaczy, że nie chcę obejrzeć sztuki teatralnej, bo dałabym się pokroić za Hamleta z Cumberbatchem albo Hiddlestonem, albo z innym uzdolnionym, brytyjskim aktorem, a jak wiadomo jest ich tam wielu.

Cały wywód streściłabyn do banalnych słów:
Żyj i daj ludziom żyć.

18 | dodaj komentarz

  1. Polać jej.
    (Wyczerpałaś temat, nie wiem, co mogłabym dodać xd)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. No cudo post!
    Ja czytam lekko ponad 60 książek rocznie to chyba mieszczę się w statystyce :P Ale za to jestem prostakiem, bo nie lubię klasyki :D A do tego analfabetką, bo w drodze do pracy i z pracy słucham audiobooków ;)
    I dobrze mi z tym :)
    Pozdrawiam i uważam, że ostatni cytat świetnie obrazuje cały wpis:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytanie książek to nie wyścig. To przyjemność i warto o tym pamiętać. A to, że jedni wolą wersję papierową, inni audiobook czy ebook nie powinno mieć żadnego znaczenia. Jeżeli mamy wybór, to dlaczego z niego nie korzystać. Ciekawy tekst. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Niedawno pisałam na podobny temat, ale skupiłam się tylko na tych wyścigach i statystykach. Zainspirował mnie właśnie komentarz pod postem o 44 przeczytanych książkach i zastanawiam się, jak można być tak płytkim... Czytanie to przyjemność, a nie wyścig o to kto więcej, kto bardziej ambitnie. A już kompletnie nie rozumiem wieszania psów na czytnikach. Sama wolę papierowe książki, bo są ładne :D ale uwielbiam czytnik za jego wygodę i to, że wszędzie mogę go zabrać. Widać jestem złym czytelnikiem, idę płakać w kąciku :D

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny i jak potrzebny wpis! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadal nie rozumiem, o co chodzi w tych czytelniczych wyścigach. Sama czytam mnóstwo, dla zaspokojenia własnej ciekawości zapisuję sobie przeczytane tytuły, ale nie czuję się z tego powodu lepsza od innych. Ważne, żeby w ogóle czytać i czerpać z tego przyjemność (+ wiedzę). Nie mam nic przeciwko akcjom typu "Przeczytam X książek w Y roku". Moim zdaniem to dobre inicjatywy, które często motywują do czytania. Ale jak można powiedzieć komuś, że jest idiotą albo analfabetą, bo w ciągu miesiąca przeczytał jedną książkę?! Ludzie, bez przesady... Może jeszcze zaczniemy topić w studniach osoby nieczytające? :D Czytajmy i dajmy czytać innym. A jak chcemy kogoś przekonać do czytania innego gatunku książek albo do czytania w ogóle, to nie obrażajmy siebie nawzajem i używajmy logicznych argumentów w rozmowie. Amen.

    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, czytam ok 100-150 książek na rok. Są lata kiedy czytam 300. Rozdrabniając się, są tygodnie, kiedy przeczytam np. 10 książek (ok.300 stron każda). A bywa, że 2 miesiące nie mogę dokończyć jednej książki a potem czytam jak szalona, bo mi brakowało czytania tak bardzo :) Czytanie to dla mnie wyścig z czasem, z obowiązkami, z doczytaniem serii przed następną częścią :) Ale ja lubię ten wyścig i nigdy nikomu nie wypominam, że woli czytać powoli, albo szybko (moja przyjaciółka potrafi przeczytać 20 książek na tydzień i w połowie tego czasu co ja - uczyłyśmy się czytać i pisać razem i ona od początku była speed readerem, nic to jej czytaniu nie ujmuje).

      Usuń
  7. Dodałabym jeszcze jedno - osoby, które piszą, że literatura młodzieżowa to lekkie i głupiutkie książeczki chyba dawno nie była w księgarni/ bibliotece. Mam wrażenie, że w zalewie "lekkich i głupiutkich" (które chętnie czytam) powieści obyczajowych, romansów, kryminałów na jedno kopyto to młodzieżówki stały się "tym ambitniejszym" działem. Wspomniane "13 powodów", "Życie jest piękne" Murawskiej, "Życie na podglądzie" i wiele, wiele innych tytułów wydaja mi się o wiele ciekawsze niż kolejne powieści dla dorosłych.
    pozdrawiam
    Norsevia
    http://wbookach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda jest taka, że w każdym gatunku można znaleźć pozycję z przesłaniem jak i te bez.

      PS. Wygooglowałam ,,Życie na podglądzie'' i koniecznie muszę zapisać sobie ten tytuł, bo zapowiada się świetnie.

      Usuń
  8. To niesamowite. Ludzie ze wszystkiego potrafią zrobić bicz na innych. Od małego czytano mi książki... Jest zresztą akcja „Cała Polska czyta dzieciom” i jej założeniem jest przecież szerzenie kultury i czytelnictwa wśród najmłodszych. Nikt nie zakłada, że te dzieci są głupie, bo nie czytają książek same. Jasne, nie potrafią tego w większości robić, ale tu też nie chodzi o samo czytanie jako takie, ale o więź rodzica z dzieckiem. Dzisiaj jako dorosła kobieta potrafię „składać literki”, ale też mam świadomość swojego umysłu i wiem, że jestem podręcznikowym przykładem słuchowca. Wręcz mam poczucie, że gdy czytam książki wzrokowo ubywa mi jakiegoś zmysłu w odbieraniu treści. Jakbym słuchając obcowała z książką w 3D, a czytając już tylko w 2D. Lektor, który książkę czyta wkłada w kreację i narrację tekstu bardzo wiele. To może nie tyle uczy, ale inspiruje do zabawy z własnym głosem. Znam ogrom osób, które czytają książki w tradycyjny sposób, ale nie potrafią tej umiejętności składania zdań przenieść do życia. Nie twierdzę też, że tak jest zawsze, ale w moim przypadku to się sprawdza, ponieważ osłuchanie się z różnymi formami przekazu sprawia, że mam szeroki wachlarz nie tylko treści, ale też umiejętności jej przekazania. Dzięki audiobookom jestem dużo uważniejszym słuchaczem w życiu codziennym, to procentuje właściwie na każdej płaszczyźnie. To słuchanie jest taką moją osobistą przestrzenią, w której funkcjonuje mi się dobrze od dziecka. Może dlatego, że tak mnie nauczono, a może dlatego, że takie mam predyspozycje i już. Ale to nadal jest czymś bardzo subiektywnym i nikt nie ma prawa mi mówić, że słuchając audiobooków jestem analfabetką. Co więcej, nie jedna osoba w życiu powiedziała mi, że świetnie piszę i jestem oczytana, że dobrze się ze mną rozmawia, bo słucham aktywnie i jestem w swoje konwersacje zaangażowana. Oczywiście na to zapewne wpływa cały szereg moich innych cech, ale wszystko co czegoś nas uczy, co wprowadza jakąś wartość do naszej osobowości jest dobre już w samym tym kontekście. Jeśli ktoś uczy się, rozwija umysłowo i społecznie czytając tylko papierowe książki, to świetnie. Niech robi to dalej i niech robi tego więcej (w miarę możliwości, rzecz jasna). Ale jeśli czytanie książek – w jakiejkolwiek formie – jest dla kogoś pretekstem do obrażania innych i stwierdzenia: „Jestem lepszy, przeczytałem więcej pozycji naukowych”, to znaczy, że to czytanie poszło na marne. Że te książki tak naprawdę w żaden sposób nie „uszlachetniły” serca tego człowieka i coś w tym procesie poszło bardzo, bardzo nie tak. Książki mają nas uczyć, mają poszerzać naszą wiedzę i nasze poznanie, ale mają też nas uwrażliwiać na otaczający nas świat – w tym także ludzi. Jeśli czytelnik czytelnikowi wilkiem, to jaką pracę wykonały w nas te wszystkie pozycje, których przeczytaniem tak się chełpimy?

    OdpowiedzUsuń
  9. To jeden z najlepszych artykułów, jakie ostatnio przeczytałam w książkowej blogosferze.

    Ostatnio odnoszę coraz większe wrażenie, że książkowi blogerzy nie mają nic wspólnego z kulturą. Gryzą się i licytują ilością przeczytanych książek, jak na bazarze. Gdzieś widziałam, że jakiś pan chwalił się, że w styczniu przeczytał 23 książki, ale co z tego? Niech czyta ile chce. Oczywiście poszła na niego fala hejtu, że nierób, że nie ma dzieci, że może by dziewczyny poszukał itp. Nikt nawet się nie zastanowił, że może zranić człowieka, który być może tyle przeczytał bo leżał chory w szpitalu, albo po prostu zamiast siedzieć na Fejsie tak organizuje sobie czas, że poświęca go na książki. Trochę mu pozazdrościłam liczby. Ale wiem, że sama tyle nawet na wakacjach bym nie przeczytała. Ktoś znów napisał, że przeczytał "tylko" 7 książek i dał smutną buźkę. Tylko 7? Wyjdź z Fejsa, zacznij czytać - polały się komentarze. Ja się pytam: Kto decyduje o tym, jaka ilość książek jest odpowiednia i dlaczego ludzie ulegają takim zachowaniom?

    Tego typu licytacje zniechęcają do dyskusji, zamiast promować czytelnictwo, co powinno być jednym z zadań blogera. Jest sobie np. taka Ania i przeczyta jedną książkę w miesiącu, ale ta książka zrobiła na niej ogromne wrażenie i zapamięta ją na lata. Koledzy Ani nie czytają, więc pisze na forum o książkach: A tam dostaje burę, że czyta za mało, że książka do d..., a w e-booku to się w ogóle nie liczy i że nie ma się czym chwalić. Ani się robi przykro. Albo przestaje czytać, bo nawet nie ma z kim o tym porozmawiać, więc lepiej obejrzeć film, albo nie będzie już podejmować dyskusji o książkach. O to blogerom chodzi? Chyba tak nie powinno być...

    Inną sprawą jest, że byłam świadkiem sytuacji, że ludzie omal się nie pobili w kolejce do znanej autorki (Camilla Lackberg). Czy to rozwścieczone środowisko reprezentuje kulturę? Promocję czytelnictwa? Niestety nie. Oczywiście dotyczy to tylko niektórych. Nie można generalizować.

    Dziękuję Ci za ten tekst. Może dzięki niemu niektórzy zastanowią się nad swoim zachowaniem. I pomyślą, zanim znów skomentują w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tego typu licytacje zniechęcają do dyskusji, zamiast promować czytelnictwo, co powinno być jednym z zadań blogera. "

      Tak? Blogi książkowe czytają czytelnicy, nie da się tu promować czytelnictwa bo przekonujesz przekonanych. Możesz najwyżej zachęcić do rozszerzenia horyzontów czytelniczych.

      Nie podoba mi się podejście, że to, że ktoś czyta mało i się pochwali jedną książką przeczytaną i ją ubóstwia, i chce o niej dyskutować, ma zamknąć usta krytykującym książkę. Poza tym na forum nie udzielają się tylko blogerzy, więc wiesz... Trochę bez sensu generalizacja.

      Nikt niczego nie reprezentuje poza sobą. Czytelnicy tym bardziej powinni to wiedzieć, skoro "tysiące żyć" i takie tam. Jeden pijany Polak nie reprezentuje Polaków za granicą, etc. A to, że media szukają sensacji i clickbaitów to *wzruszenie ramion*. To, że ludzie nie umieją krytycznie podchodzić do prezentowanych informacji (niejednokrotnie także blogerzy książkowi i czytelnicy) i łykają wszystko jak leci to kolejny problem. Ale i najlepszy argument w dyskusji, że czytanie książek nie robi z ciebie lepszego człowieka mimo tych wszystkich napuszonych prób propagandy czytelniczej.

      Usuń
  10. "kiedy widzę post, w którym osoba pyta czy przez czytanie e-booków jest zła" po czym wklejasz obrazek w którym WYRAŹNIE się ktoś pyta "CZY TO ŹLE" a nie "CZY JA JESTEM ZŁA" to we mnie coś umiera. Nadzieja, że blogerzy piszący o książkach umieją czytać ze zrozumieniem.

    "czytanie takich kolosów jak ,,Gra o tron’’ czy ,,Wielka księga dokonań Sherlocka Holmesa’’ w komunikacji miejskiej oraz trzymanie tych tytułów zawsze pod ręką (w torebce), co w wersji tradycyjnej nie byłoby możliwe, przez rozmiary owych dzieł." Wszystko zależy od rozmiaru torebki. Tak, da się czytać takie rzeczy tradycyjnie, trzymając papier w ręku. Jedyne co zdarza mi się czytać w ebooku to krótkie książki, do 400 stron. Dłuższe TYLKO w wersji papierowej. Na przykład w trakcie podróży.

    "Prawda jest taka, że czytanie nie daje ci super mocy - tak może czegoś się dowiesz, może będziesz lepiej składać literki od swoich rówieśników, ale możesz też zamienić się w snoba, no nie?" Tu się zgadzam. Nieempatyczni czytelnicy to zmora księgarzy - i oni zawsze wiedzą lepiej.

    " Bloger (jest pod wpływem odbiorców, którzy wymagają od niego pewnej ilości przeczytanych tytułów) → czytelnik (widząc blogerów/vlogerów, którzy cały czas czytają jak najęci, sam czuje presje, by mieć podobne wyniki) → osoba niespełniająca standardów (zaczyna ,,ukrywać’’ swoje wyniki, bo to przecież wstyd)."

    Ja jestem tym blogerem który ma w dupie wynki i pokazuje wszem i wobec jak mało przeczytał. :D I który opieprza innych za teksty "tylko".

    "Jednym słowem wystarczy kupić kawałek papieru, aby zyskać wiarygodność." Nadal problemy z czytaniem ze zrozumieniem? Przecież 81% twierdzi, że te osoby są wiarygodne, niezależnie od tego czy mają książkę papierową czy nie.

    JA się nie ograniczam do książek, dlatego mój blog z założenia jest multikulturalny. Z podsumowaniem się zgadzam, ale weź te słowa również do siebie i nie rób burzy, tam gdzie nie trzeba (np. te 2 przekręcone cytaty).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. 1) Da się, ale jest to zdecydowanie mniej praktyczne niż w przypadku e-booków i wiele osób czytających takie kolosy z racji na wagę i rozmiar często odpuszcza sobie czytanie takich książek poza domem. Nie wszyscy, lecz spora grupa.

      2) Skrót myślowy; miałam na myśli 100% wiarygodność.

      Usuń
  11. Bardzo dobry, wyczerpujący tekst, z którym w pełni się zgadzam. Ostatnio brałam udział "w dyskusji" o tym, że ludzie wymawiają się "brakiem czasu" w kontekście czytania książek. Pojawiły się różne argumenty od "dla mnie to jak stwierdzenie, że nie mam czasu na życie", poprzez "jak ktoś chce, to zawsze znajdzie czas na czytanie", a kończąc na "to kwestia priorytetów". To ostatnie często w odniesieniu do dzieci czy spraw zawodowych (zupełnie, jakby można było zrezygnować z dzieci i uznać czytanie za ważniejsze). Zupełnie nie rozumiem tego zamieszania, bo o ile zgadzam się, że to kwestia wyboru, to jedynie w odniesieniu do "czasu wolnego", który możemy przeznaczyć w dowolny sposób. Rozrywka jaką stanowi czytanie (bo przecież to rozrywka i hobby jak każde inne i w żadnym wypadku ni czyni nas lepszym od innych!) nie może przesłonić obowiązków. Jedni mają więcej tego "wolnego czasu", inni mniej. Jeśli ktoś pisze, że zawsze można "wyrwać" trochę wolnego czasu, np. podczas kąpieli czy dojazdu do pracy, to mam wrażenie, że nie potrafi postawić się w sytuacji innej osoby. Bo jeśli ktoś ma czas na kąpiel, to znaczy, że ma spokojne życie. I nie każdy dojeżdża do pracy - niektórzy pracują w domu ;)

    Inna sprawa, że sama łapię się na tym, że jak ktoś pisze, że na początku lutego ma przeczytanych 40 książek, to mam takie: "ALE JAK?!". Z jednej strony zazdroszczę umiejętności szybkiego czytania i skupienia się na szybkim czytaniu przez tak długi czas, bo inaczej sobie tego nie wyobrażam, a z drugiej zastanawiam się, co ta osoba robi oprócz czytania (może jeszcze zdążę się przekwalifikować? :D).

    Pozdrawiam
    Wiedźma

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem autentycznie przerażona myśleniem niektórych ludzi. Mniej niż jedna książka w tygodniu - ty analfabeto! Czytasz za dużo - ruszyłabyś dupę i coś zrobiła, a nie tylko czytasz. Będziesz miała męża i dzieci to zobaczysz... Jak mnie wkurza takie włażenie w czyjeś życie...

    Co do rodzaju książek, jakie różni ludzie czytają: trochę mi przykro, gdy ktoś czyta np. same erotyki i omija dobrą literaturę szerokim łukiem, ale uważam, że ważne jest, żeby czytać i czytajmy to, co lubimy, bez hejtowania.

    Świetny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ładnie napisane. Naprawdę nie kocham fantastyki, ale łykam kolokwialnie powiem wszystko,uwiellbiam książki kocham je ,a e-booków nie czytam bo nie mam super telefonu i tym podobnych urządzeń . Kto czyta tego poznam po słownictwie

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo