Hanya Yanagihara może nadal nie
dorównuje popularnością Kingowi albo Rowling, aczkolwiek należy przyznać, że
druga wydana przez nią książka (a pierwsza w naszym kraju), czyli ,,Małe życie'' zrobiła niemały remanent na
polskim rynku wydawniczym. Ja w ,,Małym życiu'' się rozkochałam do tego
stopnia, że ośmieliłabym się je postawić na pułapie lektur obowiązkowych, a
takie zachowania są dla mnie niezwykle rzadkie. Do ,,Ludzi na drzewach''
podeszłam z dozą ekscytacji, ale także lekkiej obawy, bo napisać jedną
wspaniałą książkę to sukces, napisać dwie wspaniałe książki to już cud.
Czym, tak naprawdę, są ,,Ludzie na
drzewach"? Na te pytanie trudno odpowiedzieć, ale zawsze można próbować. Zacznijmy
od tego, że ,,Ludzie na drzewach'' zdecydowanie nie należą do tych książek,
które chcą opowiedzieć tylko jakiś wycinek z życia pewnego bohatera. Hanya
wyraźnie lubi bawić się z czytelnikiem, w wyniku czego powstają pozycję
wielowątkowe, które można interpretować dwojako. Autorka nie skupia się na
jednym wątku, na jednej osobie czy nawet na jednym problemie tylko porusza wiele różnych ważnych bądź całkiem
błahych kwestii, dlatego też zdążyłam sobie wyrobić zdanie, że nakreślenie
w trzech-czterech zdaniach fabuły książek Yanagihary to jak nie napisać
nic. Upraszczając jednak tę kilkuset
stronicową historię można powiedzieć, iż autorka poruszana zagadnienia etyki
naukowej oraz śmiertelności, bowiem cały człon fabularny opiera się na
Nortonie Perinie, który jeszcze przed uzyskaniem dyplomu z studiów medycznych,
dołącza do wyprawy naukowej, w niezbadane rejony Pacyfiku - celem eskapady jest
zbadanie, nieznanego dotąd plemienia tubylców, którzy według legendy znają lek
na nieśmiertelność.
,,Przyszła mi do głowy śmieszna myśl, że może tubylcy żyją tak długo, ponieważ nikt im nigdy nie powiedział, że nie powinni.'' |
Głównego bohatera poznajemy
najpierw poprzez skrawki gazet, które mówią o ,,słynnym naukowcu stojącym
pod zarzutem przestępstwa seksualnego'', a później za pomocą jego bliskiego
przyjaciela - Ronalda Kubodera - który przekonuje z taką żarliwością o
niewinności Nortona, że aż trudno być złym na domniemanego przestępcę - w końcu
Perina to szanowny zdobywca nagrody Nobla i - można by rzec - wolontariusz,
który zaadoptował ponad czterdziestkę dzieciaków. Co znamienne dla spraw
molestowania na tle seksualnym żadna ze stron nie ma dowodów na
jakiekolwiek nadużycia (lub ich brak). Mamy więc słowo przeciwko słowu i tylko
od nas zależy, kogo uznamy za winnego. Można przypuszczać, że tak poważny
problem społeczny będzie stanowił główną tematykę książki, jednak nie. Aspekt
nadużycia faktycznie rozpoczyna opowieść i ją kończy, jednak nie stanowi
głównego wątku, a to głównie przez obrany przez autorkę format, bowiem Yanagihara
zdecydowała się na konwencje książki autobiograficznej, co z jednej
strony dodaje pozycji autentyczności, z drugiej potrafi trochę wybić z czytania, bowiem książka
posiada wiele przypisów (czasem nawet kilkustronicowych). Poza
tym taki sposób serwowania informacji powoduje, że Perine poznajemy od lat
dziecięcych, aż po starość, którą tak badał za młodu, co z kolei nie dla
wszystkich może być równie interesujące. Przyznam, że mnie dzieciństwo
bohatera nie nużyło, aczkolwiek należy się spodziewać wolnej, momentami
trochę przegadanej akcji. To co dla biografii
jest istotne, a już przy ,,Małym życiu" nie wystąpiło to dokładnie
określony czas akcji, który przypada na lata 80 i 90. Będąc jeszcze przy
datach, należałoby uprzedzić, że trochę ich w książce jest. Nie tak dużo jak
w powieściach historycznych, ale znacznie więcej niż w przeciętnej
historii. Przypuszczam, że większość nie przepada za piętrzącymi się cyferkami - tak jak ja - jednak, na
szczęście, autorka zachowała porządek chronologiczny, więc na datach skupiać
się nie trzeba.
Jak wspominałam,
główne pytanie zadawane właściwie już od początku tej powieści to ,,co i
kogo można poświęcić w imię nauki''? I nie chodzi tu o wyrzeczenia
naukowców, ale o to czy antropolog ma prawo niszczyć strukturę nieznanej
cywilizacji tylko dla uznania i kilku rozpraw naukowych? A może jednak pewne
rzeczy trzeba przemilczeć i pozostawić takimi jakie je zastano? Poza tym autorka mocno testuje nasze poczucie
moralności i każe zadać sobie pewne niewygodne pytania, jednakże mimo tej
niejednoznaczności, podchodzącej pod zagadkowość nie mogłabym powiedzieć, że
jest to książka niezwykła. Zdecydowanie nie postawiłabym jej na tej samej półce
(w sensie metaforycznym) z ,,Małym życiem'', bo to pozycja całkiem inna.
Oczywiście, widać charakterystyczny styl autorki (i te osobliwe zapisywanie
skrótu itd. oraz itp.), na podstawie
dwóch książek mogłabym nawet stwierdzić, że autorka ma pewnie ciągoty do
homoseksualizmu, a przynajmniej lubi umieszczać w swojej książce bohaterów o
takiej orientacji, jednak ,,Ludzie na
drzewach'' to nie tak dobra powieść jak ,,Małe życie'' i już z
pewnością nie tak emocjonalna. Owszem, jest to lektura ciekawa, bo można przy
niej zastanowić się nad kilkoma kwestiami, o których człowiek na co dzień nie
myśli, a może powinien, jednakże nie porównywałabym jej do drugiego tytuły
autorki, bo to nie ma sensu. Niby obydwie pozycje mają wspólne mianowniki, a
jednak uderzają w nieco inne tony.
Recenzja powstała przy współpracy wydawnictwa WAB, jednak wszystkie wyrażone w niej opinie są moimi własnymi. |
Wskazówki wydedukowane przez Sherlocka z myślą o
łowcach potworów.
Tytuł: ,,Ludzie na drzewach''
Tytuł oryginalny: ,,The People in the Trees''
Autor: Hanya Yanagihara
Wydawnictwo: WAB
Tłumacz: Jolanta Kozak
Liczba stron: 450
Tytuł: ,,Ludzie na drzewach''
Tytuł oryginalny: ,,The People in the Trees''
Autor: Hanya Yanagihara
Wydawnictwo: WAB
Tłumacz: Jolanta Kozak
Liczba stron: 450
"Małe życie" mam już za sobą, ale za "Ludzi na drzewach" też się kiedyś zabiorę. Jak będę miała więcej czasu :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze ani jednej, ani drugiej!
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę zarówno o książkach jak i o autorze!
OdpowiedzUsuńNie jestem do nich do końca przekonana, ale tak interesująco o nich napisałaś, że jak będę miała okazję na pewno przeczytam, zwłaszcza "Ludzi na drzewach" :)
OdpowiedzUsuńCo za wspaniała recenzja! Narobiłaś mi jeszcze większej ochoty na tę książkę, ale najpierw chcę przeczytać "Małe życie".
OdpowiedzUsuń"Małe życie" zaczęłam i nie potrafiłam się wkręcić, dlatego narazie chyba muszę odczekać swoje zanim sięgnę znów po książkę autorki :)
OdpowiedzUsuńZ twórczością autorki planuję się zapoznać w przyszłym roku :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tej autorki, ale nie czuje się na siłach by po tą literaturę sięgać :/
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie niełatwa książka, ale i takie trzeba czytać. Myślę, że kiedyś się skuszę. Nie teraz, jeszcze troszkę. :) Zaciekawiłam się. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Iza
Niech książki będą z Tobą!
Nie czytałam żadnej książki tej autorki, ale może kiedyś się uda :D
OdpowiedzUsuńJa na razie mam na półce "Małe życie". Zobaczymy :) Fajnie wiedzieć, że dalsze książki trzymają poziom :)
OdpowiedzUsuńNie. Nie, nie, nie. "Małe życie" było dla mnie taką straszliwą katorgą że nie mam tyle silnej woli żeby dać autorce jeszcze jedną szansę - nie ma takiej opcji! ;)
OdpowiedzUsuńKurde, zawsze jak widzę gdzieś książki tej autorki, to mam ochotę je kupić, po czym przypominam sobie, że - hej! - i tak ich nie przeczytam. Po prostu to kompletnie nie moja bajka i wiem, że po prostu do mnie nie trafią ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Niekulturalna Kasia
Na mojej półce czeka jeszcze Małe życie, a później zobaczę jak z innymi książkami tej autorki :D
OdpowiedzUsuńMam na półce "Małe życie" i doczytałam je do połowy, po czym z niewiadomych względów ją odłożyłam...
OdpowiedzUsuń"Ludzie na drzewach" ogromnie mnie ciekawią, a zwłaszcza wątki medyczne i naukowe zawarte w tej powieści.
Pozdrawiam :P
Jako zalatana mama niemowlaka wybieram pozycje lekkie, łatwe i przyjemne. Wielowątkowe cegły muszą poczekać na lepsze czasy.
OdpowiedzUsuń