niedziela, 3 września 2017

Jak zostać potworem? / Mary Shelley ,,Frankenstein"

Lubię klasykę. I od tego właśnie należałoby zacząć. To nie tak, że każde dzieło uważane za klasykę jest dla mnie istnym arcydziełem bez żadnych mankamentów. Dla przykładu mogę powiedzieć, że Conan Doyle piszę momentami nieco topornie, a dramaturgów to już w ogóle nie lubię (trochę z zasady, trochę przez szkołe i po części również dlatego, że jeszcze nie wpadłam na tego "swojego" dramaturga). Mimo to cenię sobie prozę Brama Stokera, uwielbiam ,,Portret Doriana Graya" i z ogromną przyjemnością zapoznałam się z ,,Frankensteinem", chociaż nie wieszam na kimś psów, gdy nie zna Sherlocka (co jest odrobinę dziwne), czy nie wiedział, że historia krwiożerczego Draculi istnieje także w formie papierowej (co jest dziwne trochę mniej, ale nadal zaskakuje). W każdym razie skupmy się na sławnym monstrum i jego biednym wynalazcy.


Z pewnością nie stawiałabym Sherlocka, Draculi i Frankensteina na tym samym pułapie, jeśli chodzi o popularność i odniesienia popkulturalne, jednak mam silne przekonanie, że jeśli mówimy o klasyce brytyjskiej to siłą rzeczy mówimy o tych trzech tworach (nawet, jeżeli Wielka Brytania ma także wiele dojrzalszych oraz górnolotniejszych dzieł, przy których owi autorzy wydają się jedynie zabawiać biedotę z Whitechapel). Przy czym muszę przyznać, że historia Frankensteina jest najbardziej złożona z jednego prostego względu; jeśli tylko zasłyszałeś gdzieś ubogi opis tych trzech bohaterów to wnioski będą wyraźne. Sherlock to nieczuły geniusz, jednak choć mało empatyczny pomaga w jakiś sposób społeczeństwu. Dracula to wampir, a wampiry są z założenia istotami cienia, więc konkluzje wysuwają się samoistnie. Natomiast Frankenstein to nowa forma życia, ktoś, kto ma myśleć i czuć, być istotą uczynioną na podobieństwo człowieka, dlatego też odbiorca prozy Mary Shelley nie potrafi przewidzieć, czy te małe niemowlę (w sensie metaforycznym oczywiście) ukształtuje się i wychowa na wzór Kuby Rozpruwacza czy Isambarda Kingdoma Brunela (wielkiego brytyjskiego inżyniera, którego nazwisko dumnie sytuuje się na drugim miejscu listy 100 najwybitniejszych Brytyjczyków autorstwa BBC).

Zanim jednak wplącze was w metafory, domniemania oraz różnorakość interpretacji należałoby zacząć od budowy książki, bowiem jest to element dość istotny i mnie nieco zaskoczył, lecz głównie przez moją małą wiedzę o tym tytule. ,,Frankenstein" zaczyna się od krótkiej przedmowy, po czym wpędza nas w wir akcji (no może, nie taki wir, gdyż początek jest całkiem spokojny i właściwie każe zapytać ,,Ale gdzie ten potwór?"). Pierwsze trzydzieści stron to listy pewnego mężczyzny do siostry; owy chłopak to marzyciel, który ruszył statkiem na morze i pisze swojej bliskiej krótkie sprawozdania z wyprawy oraz luźne przemyślenia, jak to ludzie mają w zwyczaju. Anglik podczas podróży znajduje na krze jakiegoś nieszczęśliwca i z dobroci serca oferuje swoją pomoc, lecz z czasem w nieoczekiwanym towarzyszu znajduje przyjaciela. Wkrótce znaleziony rozbitek dzieli się swoją historią. Jeżeli jesteście przekonani, że ten niepozorny rozbitek to Wiktor Frankenstein, czyli genialny umysł, który powołał do życia nieżywe i dokonał rzeczy pozornie niemożliwej to w istocie macie rację. O dziejach stwórcy dowiadujemy się więc z ust jego samego, co obfituje momentami w wypowiedzi zwracające się wprost do czytelnika, np.: ,,Dziwisz się, że te myśli przyprawiały mnie o wściekłość?". Łamie to pewną barierę między bohaterem a odbiorcą (co w żargonie telewizyjnym nazywa się ,,burzeniem czwartej ściany"), jednocześnie wprowadzając narrację pierwszoosobową, czyli zabieg dziś bardzo popularny, lecz z moich obserwacji niegdyś używany od wielkiego dzwonu, gdyż każdy wolał pisać jako bezstronny narrator lub ewentualnie posługiwać się listami i tworzyć powieść epistolarną.

Warto napisać, iż to pozycja bardzo obszerna, lecz nie w tym prostym rozumieniu obszerności jako długości tylko w sensie mnogości poruszanych kwesti. Mary Shelley piszę o naturze ludzkiej (,,teraz ludzie wydają mi się potworami złaknionymi nawzajem swojej krwi"), o wrażliwości (,,Ach, po cóż się szczycimy naszą wrażliwością  odróżniającą nas od nierozumnych bydląd?"), o życiu jako takim (,,Życie jest uparte, najmocniej trzyma się nas wówczas, gdy nam najbardziej obrzydnie"), o woli walki (,,Życie, jakkolwiek nie ma w sobie nic prócz piętrzących się udręk, jest mi drogie i zamierzam go bronić"), o ludzkich prawach (,,Ludzkie prawa, choć okrutne, pozwalają przecież winnym bronić się przed oskarżeniem, nim zostaną skazani"), ale także o precedensach mający charakter o wiele bardziej filozoficzny. Autorka próbuje poczynić rozróżnienie między prawdą a fałszerstwem, choć może trafniejszą tezą będzie stwierdzenie, że Shelley zwyczajnie zwraca uwagę jak cienka linia stoi między tymi dwoma przymiotami (,,Skoro fałsz tak łacno umie upodobnić się do prawdy, któż może być pewien swego szczęścia?"). Gwarantuje, że przywołałam tu niewielką część cennych uwag znalezionych podczas czytania. Może to być szczególnie przydatne w momencie, gdy potrzebujecie kilku pozycji, których obszerność poruszanych zagadnień pozwala na wykorzystanie w wielu rozprawkach niezależnie od tematu. Ja co prawda nie czytałam tej książki dla takowej motywacji, jednak nie ukrywam, że perspektywa trochę pójścia na łatwiznę (a trochę zwykłych skrótów) bardzo mnie ucieszyła. 

Jeśli traktujemy jako myśl przewodnią interpretację oraz wielotematyczność to muszę pochylić się nad posłowiem, które stanowi nie tyle dopełnienie książki, a (zaryzykuje stwierdzenie) jej integralną część. Ten tekst wieńczący książkę każe nam spojrzeć na pewne wątki nieco inaczej, pod innym kątem. Maciej Płaza (autor posłowia) robi pewne zbliżenie chociażby na kwestię seksualności, której na dobrą sprawę w książce właściwie nie ma, co podsuwa nam pytanie; Wiktor był zwyczajnie wstrzemięźliwy czy był utajonym homoseksualistą (bowiem zważając na czasy powstania powieści byłoby to całkowicie uargumentowane). Wtrącenia Płazy to nie tylko zwracanie uwagi na wątki, które mniej uważny czytelnik mógł przegapić, ale również porównywanie ,,Frankensteina" do innych dzieł kultury.  Komentator idzie o krok dalej, gdyż nie porównuje lektury Shelley jedynie z ,,Prometeuszem". Zamiast tego analizuje dzieło choćby z pozycją Christophera Marlowe'a pt. ,,Tragiczna historia doktora Fausta". Poza pokazywaniem nam kontekstów literackich posłowie mówi sporo o życiu samej autorki i to nie w sposób nudny - komentator skupia się głównie na tym, co odcisnęło piętno na sztuce Shelley. 


Te wydanie ,,Frankensteina" ma również kilka smaczków. Przede wszystkim miłym dodatkiem jest rzecz związana ściśle z powstaniem historii o monstrum, bowiem musicie wiedzieć, że sam pomysł w głowie pisarki zrodził się, gdy była z znajomymi na wycieczce - dzień był pochmurny, więc uczestniczki eskapady wymyślili sposób na zabicie czasu. Każdy z wycieczkowiczów miał napisać straszną nowelke. Wydawnictwo Vesper umieściło owe historyjki na końcu powieści - jedne są opublikowane w całości, inne jedynie we fragmentach, jednak niezależnie od formatu pomysł ten (przynajmniej mnie) cieszy. Istotny jest również fakt, iż sama książka może nabrać całkiem innego wydźwięku w zależności od wersji. Wydanie pierwsze, czyli te które oferuje wydawnictwo Vesper to wersja, która powstała w roku 1816. Drugie wydanie pojawiło się w 1823 roku, lecz jedyną zmianą było pojawienie się imienia oraz nazwiska autorki na okładce. Natomiast już trzeci nadruk z 1831 roku jest zmienioną wersją. W zależności od wydruku, który czytacie możecie dojść do całkiem innych konkluzji, bowiem wersja pierwotna głosi, że nic nie rodzi się złe. To pod wpływem społeczeństwa (odrzucenia, braku akceptacji itp.) stajemy się potworami. Dodatkowo, autorka wyraźnie daje znać, że wszystko zależy od nas - jesteśmy, jak to się mówi, kowalami własnego losu. Zmieniony przekaż głosi za to, że wszystko jest z góry przesądzone, a człowiek nie może się przeciwstawić przeznaczeniu. Domniemany powód takiej zmiany  kompleksowo objaśniono w posłowiu, więc zostawie wam tę przyjemność odkrycia tej tajemnicy.

Chcę  jeszcze przypomnieć, że Wydawnictwo Vesper na odwrocie książki zapewnia, że ,,niniejsze wydanie Frankensteina jest wyjątkowe" i trzeba przyznać, iż już na pierwszy rzut oka widać staranne wykonanie - twarda oprawa oraz ilustracje do każdego rozdziału. Żeby jednak oddać prawdziwą wartość owego wydania trzeba przede wszystkim porównać je z innymi pozycjami o tym samym tytule, więc po części takiego zadania się podjęłam porównując moje wydanie do ,,Frankensteina" z innego, przypadkowego wydawnictwa. Po rozeznaniu zarejestrowałam kilka zmian, m. in. w lekturze od Vesper występuje przedmowa, w randomym przykładzie już jej brak. Poza tym ,,Frankenstein" na mojej półce posiada wstęp do trzeciego wydania owej powieści, inne historie przyjaciół autorki (o czym wcześniej wspominałam) oraz posłowie, które rozważa naprawdę wiele aspektów książki i przy tym robi to w sposób płynny. Za to inne wydawnictwo  o wiele bardziej skupia się na autorce oraz jej późniejszych dziełach, więc co za tym idzie nie zagłębia tak postaci pisarki oraz jej życiorysu przez pryzmat książki. Z tego co zarejestrowałam jest to bardziej mała biografia, podczas czytania której należy samemu wysuwać wnioski i domyślać się, co mogło wpłynąć na autorkę w sposób tak dogłębny, że zmieniła treść swojego najpopularniejszego dzieła. W Vesper mamy to podane na tacy. Robiąc mały research (o ile tak to można nazwać) na Facebooku pod pytaniem ,,Jakiego Frankensteina kupić?" odpowiedzi były dwie - oryginalnego z Wydawnictwa ze Słownikiem oraz właśnie z Wydawnictwa Vesper. Trudno mi to zweryfikować, ale gdyby nie współpraca sama pewnie zdecydowałabym się na tę same wydanie, które mam obecnie, bo ilustracje odruchowo przyciągają.

Zmierzając do meritum, proza Mary Shelley to pozycja bardzo dobra i co ważne, wbrew pozorom wcale nie opowiada o potworze tylko o tym, jak potworem można się stać, jak działa na nas obcowanie z innymi i o roli towarzysza. Poza tym ,,Frankenstein" może być ciekawym głosem w dyskusji o tym jak wynalazek zabija swego twórcę i zamiast przynieść mu radość, spędza sen z powiek. Jak pisałam na początku - ja klasykę lubię. Dlatego też mam małe porównanie to innych dzieł kultowych; mogę więc przyznać, że w moim subiektywnym rankingu ,,Frankenstein" zajął ciut niższe miejsce niż ,,Dracula", zdecydowanie niższe niż ,,Portret Doriana Graya" i przerósł opowiadania o Sherlocku (też mnie to boli Doyle, lecz trzeba przyznać, że masz ciężkie pióro).


Recenzja powstała przy współpracy z wydawnictwem Vesper, lecz wszystkie wyrażone opinie są moimi własnymi.

22 | dodaj komentarz

  1. Cudowne zdjęcia, od tego zacznę :D
    Co do książki - nie zapowiada się źle, bardziej oryginalnie, na tyle oryginalnie, że mi pewnie nie podpasuje (logika książkoholika RIP), więc raczej nie sięgnę. Ale na szczęście nie lubię całkowicie skreślać jakiejś pozycji gdy ktoś mocno ją poleca, więc może w (bardzo dalekiej) przyszłości dam jej szansę ^^
    Pozdrawiam (i zapraszam, oddaję wszystkie szczere komentarze ^^)
    Czytam, piszę, recenzuję, polecam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, jaka rzetelna i szczegółowa recenzja! Sama przepraszam się z klasyką od dłuższego czasu i powoli dojrzewam do niektórych pozycji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka wydaje się być ciekawa, ale nie mam na nią w tej chwili pieniędzy i nie wiem czy jest to mój gust czytelniczy.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Tori Czyta

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieźle się napisałaś moja droga ;) Nie moje klimaty ale podziwiam za rzetelną i szczegółową recenzję :)

    Pozdrawiam, Magda
    https://booksbymags.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zainteresowała mnie ta pozycja. Masz wielkiego plusa za wspomnienie dwóch książek, na które mam ogromną ochotę, w pierwszym akapicie.
    Sądzę, że "Frankenstein (...)" mógłby być dla mnie odpowiedni. Plus sposób w jakim została wydana - awww!<3
    Pozdrawiam,
    jakaczuszka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że to nie dla mnie... :P Super recenzja, ja choćbym się nie wiem jak bardzo starała to nie potrafię tak długo rozwodzić się nad książką ;)

    Pozdrawiam,
    Bookomaniaczka :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam tę książkę. Jest tak niezwykle mądra, że głowa mała! A co najlepsze? Uratowała mi życie na maturze, więc tym bardziej ją kocham. :) Też bardzo lubię to wydanie - jest piękne - na mnie wrażenie zrobiły dodatki w postaci obrazków. :)

    Pozdrawiam Iza
    Niech książki będą z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli kolejny dowód, że Frankensteina dobrze znać :D

      Usuń
  8. Cudowne zdjęcia! No cóż, jestem w połowie Sherlocka, planuję Draculę i Portret Doriana Greya, lubię niektóre dramaty, za to za nic nie przekonacie mnie do Frankensteina chyba...!
    Pozdrawiam i zapraszam
    Zaczytana

    OdpowiedzUsuń
  9. Dawno nie czytałam tak wyczerpującej recenzji! Gratulacje ogromne! :)
    Ja jakoś nie jestem przekonana do tej historii, wydaje mi się po prostu zbyt mroczna. Jeżeli chodzi o klasykę to ja skłaniam się zdecydowanie w stronę literatury pięknej - Jane Austen, sióstr Bronte, Elizabeth Gaskell, Thomasa Hardy'ego i tym podobnych klimatów. Jestem chyba za bardzo kobieca i szalenie lubię takie rzeczy, co nie znaczy, że czytuję tylko ckliwe romanse. Co to, to nie. Lubię po prostu wartościowe przesłanie, historyczne tło i ten piękny, stary język! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za to od Jane Austen i sióstr Bronte uciekam jak najdalej i nawet rok zadedykowany Austen nie przekona mnie, żeby sięgnąć po jej prozę.

      Usuń
  10. Świetna recenzja! :) Uwielbiam Sherlocka, podobał mi się "Dracula", to chyba czas dodać do listy 'do przeczytania' :)

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja klasyki nie lubię. Męczy mnie, a ja nie mam cierpliwość. Jednak w przyszłym roku chce bardziej zapoznać się z klasyką literatury. Frankenstein z pewnością znajdzie się na liście do przeczytania.
    Pozdrawiam :)
    http://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Książka wydaje się bardzo ciekawa, zwłaszcza, że przedstawia historię jakim potworem można się stać :) Widać, że wydanie jest śliczne, już po Twoich zdjęciach [ zazdroszczę, tak pięknych zdjęć *.*]
    Klasykę czytam dosyć rzadko, więc chyba najwyższy czas zacząć częściej się w nią zagłębiać. Świetna recenzja :) Pozdrawiam cieplutko x

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow! Włożyłaś w tę recenzję dużo pracy :D
    Bardzo chciałabym przeczytać tę książkę, tylko że mam tyle nie przeczytanych książek... :/
    Buziaki! ;* Dolina Książek

    OdpowiedzUsuń
  14. Super recenzja :)
    Mogłabym prosić o kliknięcie w link w tym poście? Byłabym bardzo wdzięczna :)
    Zachęcam też do wspólnej obserwacji :)

    veronicalucy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Na zajęciach z literatury Wielkiej Brytanii przerabiałam tylko kilka rozdziałów tej książki, ale na pewno przeczytam ją w całości! Ja z kolei UWIELBIAM klasykę :) Pozdrawiam Cię serdecznie!
    https://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Patrząc na Twoje zdjęcia zgadzam się z Tobą, że ta książka jest pięknie wydana.
    Ostatnio doszłam do wniosku, że strasznie zaniedbuje klasykę, więc postanowiłam trochę to zmienić. Jednak ciągle brakuje mi czasu.
    Mam nadzieję, że w długie, zimowe wieczory uda mi się jej trochę przeczytać 📖

    OdpowiedzUsuń
  17. Zaskoczyłaś mnie swoją recenzją, piszesz całkowicie odmiennie niż reszta blogosfery, bardziej dojrzale i wyjątkowo. Podoba mi się to :) Co do książki, nie czytałam i raczej nie przeczytam. Klasyka mnie nie ciągnie ;) Pozdrawiam Książkowa Dusza

    OdpowiedzUsuń
  18. Faktycznie wydanie przyciąga wzrok, ale przez lektury mam pewien niesmak do klasyki. Rzadko która książka będąca klasykiem interesuje mnie z opisu, ale może właśnie dla Franskensteina się przełamię? Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie czytałam tej książki i jakoś w najbliższym czasie nie planuję. Jenak historia od jakiegoś czasu ciągle mi się gdzieś przewija :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetna recenzja!
    Co do książki to koniecznie muszę po nią sięgnąć.
    Czas przekonać się do klasyki.

    Pozdrawiam,
    https://mareandbook.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo