wtorek, 30 maja 2017

Mroczny Londyn, policja oraz Kuba Rozpruwacz w tle, czyli cała prawda o ,,Ripper Street''.

Mam pewną słabość do Londynu, która pogłębia się za każdym razem, gdy widzę XIX-wieczną Anglię. Uległość ta sprawiła, że zawędrowałam w wyjątkowo niebezpieczne regiony internetu, które krzyczą o super serialach - tak też skusiłam się na ,,Ripper Street''.


,,Ripper Street'' to przede wszystkim historia trójki mężczyzn pracujących w policji - dwóch mundurowych oraz lekarza. Wszyscy w czoła pocie próbują zaprowadzić porządek w jednej z najbiedniejszych dzielnic Londynu, gdzie jeszcze niedawno panikę siał Kuba Rozpruwacz - w Whitchapel. Ktoś zadecydował, iż polski tytuł będzie brzmiał ,,Ripper Street: Tajemnica Kuby Rozpruwacza'', jednak serial mało ma wspólnego z tym konkretnym mordercą, a już na pewno nie dowiedziecie się nic nowego o Rozpruwaczu. Zamiast historii jednego winnego, twórcy skupili się na najróżniejszych zbrodniach, dlatego też dostajemy pełen akcji procedural, który porusza momentami takie problemy społeczne jak bieda, dyskryminacja płciowa, bijatyki religijne czy spór z Irlandią Północną oraz jego konsekwencję. Nie bez znaczenia są też najnowsze (dla tamtego wieku) wynalazki, czy charakterystyczni ludzie.

Człowiek słoń może nie jest najpiękniejszy z zewnątrz, ale jako bohater jest niesamowity.
Wracając jeszcze pamięcią do głównych postaci trzeba przyznać, że każda z nich jest całkowicie inna. Inspektor Reid to człowiek skrupulatny, lojalny, nie bijący bez potrzeby mąż, który momentami jest cichym filozofem. Sierżant, towarzyszący mu od dawna - Bennet Drake - to raczej prosty facet, który przeżył wojnę. Natomiast policyjny lekarz - Kapitan Homer Jackson - to postać nieobliczalna; nigdy nie można być pewnym, po której stronie barykady będzie. Pod względem aktorskim jest to bardzo dynamiczny zespół; kiedy aktorzy grają razem sceny od razu widać w nich pewne ożywienie, jednak to co mi przeszkadza to słabo zarysowane związki między bohaterami. Teoretycznie widzimy, iż każdy żywi do siebie jakieś tam uczucia, jednak jako wielka maniaczka widocznie zarysowanych relacji między postaciami brakowało mi większej ilości uczuć. Chciałam zobaczyć coś takiego jak sceny Mr. Robota i Elliota (,,Mr. Robot''), Sama i Deana (,,Supernatural'') lub coś na wzór głębokiej więzi Damona i Stefana (,,The Vampire Diaries''). Tutaj wiele ważnych emocjonalnie momentów dla bohaterów dostajemy jako napomnienia - poza kamerą. Trochę nad tym ubolewam, lecz jednocześnie daje to sporo akcji w serialu, czyli coś dla tych, którzy zamiast dram wolą wartką historię bez zbędnych przystanków.

Ten seria recenzuje się wyjątkowo ciężko z jednego powodu - na przestrzeni sezonów wiele się zmieniło, a dokładniej mówiąc zmienił się producent. Pierwsze dwa sezonu wyszły spod skrzydeł BBC One, później serialem zajął się Amazon, zmieniając jednocześnie nieco wydźwięk i punkty ciężkości. Serial co prawda nadal pozostał taki jak większość brytyjskich seriali kostiumowych, czyli z pięknym otoczeniem oraz kostiumami. Jednym słowem świetne przeniesiono dawne lata na współczesne ekrany. Wielka Brytania w ,,Ripper Street'' potrafi być brudna i śmierdząca, ale momentami jest również urokliwa. Wygląd i aktorzy również się nie zmieniają tak jak forma proceduralna, jednakże od trzeciego sezonu dramaturgia nieco wzrasta. Jestem po obejrzeniu trzech sezonów i mogę powiedzieć, iż epizody Amazona mają w sobie więcej rozterek bohaterów, nie tracąc jednocześnie przy tym klasy. Wraz z nowym producentem zmienia się również długość odcinków - z przeciętnych czterdziestosiedmiominutowych rozciąga się do godzinnych. Mogę poręczyć, że Amazon wiedział co robi. 

No i spróbujcie powiedzieć, że to brzydki widok.
,,Ripper Street'' trudno zdefiniować w jednym zdaniu; z jednej strony opowiada o rodzicielskiej miłości oraz stracie dziecka, która przygniata cię z dnia na dzień coraz bardziej, o biedocie, która musi jakoś przeżyć, o policjantach, którzy zmagają się z niepowodzeniami, o dziwkach nie mających się, gdzie schronić, ale także o bezkarności i związanej z nią bezradności obserwatorów. Tak jak wspominałam, poruszanie problemów społecznych, które przypadały na tamte lata nie jest obce twórcom serialu - głośno mówi się o deformacji ludzkiej i o cyrkach, które na tym zarabiają. Tak samo jak wspominane są sekty religijne. Jedyne co w ,,Ripper Street'' ewidentnie nie pasuje do czasów to tolerancja. Policjanci dowiadują się o homoseksualizmie? Okey. Widzą transwestytę? Nie ma problemu. Wychodzi na wierzch spore przekłamanie historyczne, choć trzeba przyznać, że wybiórcze, gdyż dyskryminacja płciowa, mimo iż słabo to jednak jest zarysowana. Podobnie jak pokazano społeczeństwo angielskie, które musi przejść rewolucje obyczajową, aby być gotowym rozmawiać - i co najważniejsze -  stosować antykoncepcję.

Jeszcze jedno małe oszustwo czeka widza, gdy zagłębi się w prosektorium policyjnego lekarza - odciski linii papilarnych i najrozmaitsze odczyny zdają się zbyt powiewać współczesnością, jednak trzeba przyznać, że mniej uważny widz może się nawet na tym nie skupić.

,,Ripper Street'' doskonale pokazuje, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
Na korzyść serialu świadczy jeszcze jego długość -krótkie sezony najpierw po osiem, a później po sześć odcinków. Przez taką budową dostajemy tylko to co konieczne na ekranie, bez żadnych dłużyzn czy zapychaczy. Tak jak pisałam, wiele zdarzeń jest poza ekranem, przez co dowiadujemy się o nich z dialogów. Jest to szczególnie popularny zabieg w ,,Ripper Street'' podczas odcinków otwierających nowy sezon - wówczas możemy wręcz wyczuć, jak wiele zmieniło się u naszych londyńskich funkcjonariuszy.

Można by było powiedzieć, że ,,Ripper Street'' to serial dający pracę głównie mężczyzną - w końcu cała trójka głównych postaci to płeć męska, jednak trzeba przyznać, że kobiet również tu sporo. Nad wszystkimi kreacjami damskimi bryluje szczególnie Susan Hart. Kobieta równie nie obliczalna jak jej partner Jackson. Na dodatek z głową na karku, niezależnością oraz własnym, specyficznym poczuciem moralności. Wszystko to dopełniają ładne suknie i uroda aktorki.

Susan jest pełnokrwistą bohaterką, jednak Rose również jej dorównuje, a nawet bywa bardziej sympatyczna.
Mimo kilku błędów historycznych czy nawet logicznych ,,Ripper Street'' - które nigdy nie są krzywdzące, więc łatwo można je przełknąć - jest produkcją dopracowaną pod względem technicznym. Stroję potrafią zachwycać zarówno barwami i piętrzącymi się falbanami, ale także osmolonym, ubłoconym czy podziurawionym tkaninom, jeśli sytuacja jego wymaga. Nie ma też trzęsącego ręką operatora czy widoku jednej i tej samej ulicy przez cały odcinek, jak to było w przypadku naszego polskiego ,,Belle Epoque''. Już całkowicie na koniec, muszę jeszcze napomknąć o aktorach - zauważyliście, że to produkcja, gdzie każdy wygląda jak człowiek? Nie ma modelek wyskakujących z każdego zakrętu, ani przystojnych szatynów z kaloryferem oraz nieskazitelną cerą. Póki brytyjskie kostiumówki idą tym tropem, mogę je oglądać w ciemno.

Podsumowując, plusów jest dużo, minusów znacznie mnie, jednak to zdecydowanie nie jest pozycja obowiązkowa i nie dla każdego. Mi się spodobała, bo jest Londyn, są meloniki i kolorowe stroje dr. Homera i są jakieś nitki dziwnej relacji między bohaterami, mimo iż niezbyt mocno ukazanej.

Niech inspektor Reid będzie z wami!

8 | dodaj komentarz

  1. Uwielbiam epokę wiktoriańską, więc właśnie mnie skusiłaś na nowy serial (akurat w trakcie pisania licencjatu </3). :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Epoka wiktoriańska w serialach jest cudna <3
      PS. Połamania pióra!

      Usuń
  2. Interesuję się trochę historią XIX w., ale to Londyn tamtych lat ma dla mnie ten niesamowity klimat :) Jestem wzrokowcem i zawsze w pierwszej kolejności zwracam uwagę na kostiumy i scenografię (a nawiasem mówiąc przy naszym rodzimym Belle Epoque" odpadłam po pierwszym odcinku). Aktualnie nie mam co oglądać, więc chyba sprawdzę, czy ten serial mi się spodoba, tym bardziej, że redukcja dramy na rzecz akcji zdecydowanie mnie przyciąga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,Belle Epoque'' to akurat tragedia na każdej płaszczyźnie - dziwne dialogi, trzęsąca się kamera, seksy w majtkach czy sztuczny obraz ulicy. Tutaj mamy całkowicie co innego, coś lepszego. Koniecznie daj znać - po obejrzeniu - czy faktycznie XIX wiek w Londynie, spodobał ci się, tak bardzo jak mi ;)

      Usuń
    2. Zgadzam się. Najpierw wydawało mi się, że problemem Belle Epoque jest czas akcji - tamta epoka w Galicji jednak nie do końca wyglądała jak dziewiętnastowieczny Londyn. Po czasie jednak stwierdziłam, że nie lubię tego serialu, bo po prostu jest nudny, a aktorzy nie stworzyli żadnej postaci (ani jednej! na tyle osób) z krwi i kości. Co do "Ripper Street" to Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła, chociaż mam wrażenie, że całość jest trochę podobna do opowieści z Sherlockiem Holmesem w roli głównej (ale to chyba ryzyko, które trzeba podjąć, gdy się kręci serial w tym miejscu i czasie). Nie uderzyło Cię to podczas oglądania? Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Z łapą na sercu mogę powiedzieć, że uwielbiam przygody Sherlocka, więc łatwo byłoby o skojarzenia, ale ,,Ripper Street'' definitywnie nie udawał Sherlocka, ani też go nie przypominał. Jest całkowicie inną opowieścią. Swoją drogą jeśli lubisz Holmesa to ciekawy może być serial ,,Houdini&Doyle'' - krótki, bo jedynie dziesięcioodcinkowy, ale pokazuje nieco samego twórce legendarnej postaci i ludzi, którzy przeżywali śmierć wyimaginowanej postaci. Obydwa gorąco polecam :)

      Usuń
    4. Uff... To dobrze. Bo najgorsze, co może być, to chyba powtarzalność.

      Usuń
  3. Ohoho, chyba znalazłam sobie nowy serial :D

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo