wtorek, 3 stycznia 2017

Milczenie lepsze niż prawda / ,,Morze spokoju'' [Book Tour]

Przeżywam chyba jakiś kryzys, bo zamiast pisać myślę o tym jak powinno się pisać. Długo? Krótko? Zwięźle czy może z wieloma odwołaniami? Nie wiem w każdym razie czy to wpłynie na cały proces twórczy, ale chciałam żebyście wiedzieli. Tylko tyle.


Początek, fabuła i nić tajemnicy 
Pierwsze zdania już wprawiają w osłupienie, nie wiadomo o co chodzi. Autorka zapewnia nam tani żart czy serio będzie to jakaś powieść nadnaturalna. Zresztą przytoczę wam fragment: Zamierzam zabić swojego morderce. I zamierzam zrobić to lewą ręką, a później jeszcze Śmierć nie jest taka straszna, kiedy już ją przeżyjesz. A ja przeżyłam. Kuriozalny początek potęguje napięcie, lecz to co się dzieje później jest zwyczajne, normalne i całkowicie nie pasuje do zdań, które wam zacytowałam. Zwykła (no może nie do końca, ale o tym zaraz) dziewczyna przeprowadziła się do ciotki, gdzie poniekąd chcę zacząć nowe życie z dala od najbliższej rodziny. Dość konwencjonalny przebieg zdarzeń jak na kogoś powstałego z grobu, chociaż na dobrą sprawę nie mam porównania. Właściwie to jest zwykła nastolatką tyle, że... nie mówi. Powiem wam, że jestem słabiutkim Sherlockiem, gdyż sama tego nie wydedukowałam, dopiero na jakiś zajęcia nauczycielka rzuciła mi (właściwie Nastyji) prosto w twarz Ty nie mówisz. Druga strona medalu (bo zawsze taka jest w romansach) to Josh. Pozornie typowy nastolatek tyle, że każdy z jego bliskich zginął.
Docierasz do półmetka życia i nagle zdajesz sobie sprawę, że nie zrobiłeś tego, co zamierzałeś, nie stałeś się tym, kimś chciałeś zostać. 
Wszyscy są ble, Josh jest święty!
Zacznijmy od imion, co to w ogóle za moda nazywania co drugiego chłopaka Josh?! Nie dość, że imię łudząco podobne do John, to jeszcze tak często używane, że w połowie książki przypominałam sobie, iż był jakiś Josh Mishua (albo coś podobnego) i próbowałam odgadnąć w jakiej młodzieżówce czytałam o drugim super-hiper Joshu. Podpowiem wam, to było w Co mnie zmieniło na zawsze?. Chwała autorce za to, że Josh miał przynajmniej coś odróżniającego go od setki innych miłych Joshów (Joshy? Nie raczej Joshów); lubił tworzyć z drewna i to go jakoś wyróżniało. Choć nie da się też zapomnieć, że strefa martwa wokół niego (czyli nikt się do mnie nie zbliża) też robiła swoje. W każdym razie, Josh jest taki słodki, czuły, wspaniały... Wyidealizowany. Przez połowę książki również pławiłam się wśród tego kochanego chłopczyka, później mnie denerwował. Może denerwował to za mocne słowo. W każdym razie  przestał być moim ulubieńcem. Jednowymiarowy bohater, który musi być dobry. Nieważne co się dzieje, on jest dobry.

Drew - palant, dupek, idiota, kretyn... i tło dla zazdrości Josha. 
Znów wracamy do punktu wyjścia, czyli Josha. No przykro mi, ale ten chłopak naprawdę ma kilka minusów, a chyba nikt tego nie zauważył sądząc po Book tourowych zapiskach mówiących m.in. Szkoda, że mi nikt nie zafundował takiego Josha na 18 itp. Ustalmy coś, Drew na początku to faktycznie taki palant, a właściwie szablonowy dupek wyznający zasadę bzykam co się rusza. Szybko jednak okazuje się nie być taki prosty, jest bardziej złożony. Co prawda pojawia się taki dziwny mankament i na siłę próbują go ugłaskać, ale ważne jest to byście zapamiętali, że to nie tylko idiota zdzierający majtki. Jest taki czas kiedy na linii Drew oraz Nastya pojawia się coś na wzór udawajmy, że ze sobą chodzimy. Nie jest to takie tandetne na jakie brzmi, obiecuje. Gorszące natomiast jest to, że kiedy ta dwójka jest razem Josh dostaje przypływu testosteronu i ogólnie dziw, że nie napadł na tego chłopaka, który uwaga jest jego najlepszym przyjacielem (dam wam czas na przetrawienie). Cały czas miałam wrażenie, że chcą ukazać Drewa za rozpieszczonego dzieciaka, a właściwie Josh tak go przedstawiał co było nader egoistyczne z jego strony.


Nastya i Josh wśród wiórowego garażu 
Było już wspomnienie o pobocznym związku bohaterki i drugoplanowej postaci, więc przydałoby się też powiedzieć coś o tej głównej. Cieszy mnie to, iż nie rzucają się sobie w objęcia pierwszego dnia, ani nic podobnego. Muszę przyznać autorce laury, bo prowadziła wątek miłosny rzetelnie oraz stopniowo. To nie Grey, że w jednej minucie bohaterka zagryza swoje usta myśląc co ugotuje na obiad, a w drugiej całuje się jak dziki zwierz w akcie kopulacji podczas jazdy windą.  Wspomnę jeszcze, iż Josh mówi na główną bohaterkę Słoneczko i choć na początku, gdy usłyszałam to przezwisko wydawało mi się tak bardzo tandetne, że równie dobrze mógłby nazywać ją Pierogiem, Naleśnikiem albo Golonką, ale uwierzcie - w ustach Josha to brzmi świetnie! Było kilka momentów, głównie pod koniec, gdzie myślałam przestańcie, robi się za słodko, lecz kiedy teraz to podsumowuje to właściwie nie było tak źle; oczywiście nie licząc tej głupiej, bezgłośnej zazdrości Josha.

Jeszcze raz tajemnica
Tak jak mówiłam, wokół postaci żeńskiej jest pewna nić tajemniczości; mało o sobie mówi, a kiedy już to robi nigdy nie wiadomo o co dokładnie chodzi. Te napięcie budowane stopniowo jest... genialne! Dobrze przesadzam, ale jest bardzo dobre. Urywki wspomnień, które w jakiś sposób ją ukształtowały, dzieciństwa i teraźniejszość czyli skutki dawnych wydarzeń. Czytając (chyba jak nie na pewno) każdy zadawał sobie jedno pytanie dlaczego ty nie mówisz?! i to właśnie te pytanie ciążące przez większą część książki napędza cię, żebyś czytał dalej, więc nie mogę powiedzieć, że to zwykły romans, bo takim nie jest. Ma coś więcej.
Światło dnia przed niczym nie może cię ochronić. Złe rzeczy dzieją się na okrągło, nie czekają, aż zjesz kolację. 
Pasja jako koło napędowe
Lubię odnajdywać w książkach drugie dna, tematy, które choć są poboczne to tam są (nie wiem dlaczego niektórzy tego nie zauważają). Tak samo jest tutaj; Nastyja oraz Josh, Clay, który pojawia się tam czasami oraz kilka innych, teoretycznie mało ważnych postaci pokazuje jak zamiłowanie do czegoś potrafi nas unosić i pomagać, być swoistym rodzajem terapii tyle, że darmowym i przyjemnym.

Narracja, język i inne bzdety 
Narracja prowadzona jest dwutorowo; czyli raz piszę Nastyja, a później ustępuje ona Joshowi. Warstwa językowa... Kurcze, jeśli mam być szczera to nie zwracałam na nią takiej uwagi. Niczym się nie wyróżniała, choć wiem, że któraś z dziewczyn bardzo nie lubiła słowa ryj. Mi to nie przeszkadzało, ale jak widać niektórzy mają do tego inny stosunek. Muszę jednakże zwrócić uwagę na literówki. Na niektóre może nie zwróciłabym uwagi; mój mózg jakoś zawsze odczytuje wszystko poprawnie nie zaprzątając sobie głowy, że brakło tam jednego o albo było zbyt wiele e, ale miarka się przebiera kiedy ktoś myli imię bohatera. No jak tak można! Jaguar jako jedno z tych ''prestiżowych'' wydawnictw  powinien się pilnować, a nie strzelać błędami, a tym bardziej nie tak kolosalnymi!
Nie warto robić czegoś, w czym nie można osiągnąć mistrzostwa.                                                                                                                                              
Katja Millay wie co to znaczy kochać książki
Katja czyli autorka Morza spokoju jako nieliczna zasłużyła na wzmiankę w recenzji; zazwyczaj wszelkie informacje o autorach pomijam, w końcu kogo interesuje czy pisarz ma lat 10, 30 czy podchodzi już pod menopauzę. Ważniejsza jest treść jego dzieł. Tym razem Millay urzekła mnie podziękowaniami w których zawarła ważną prawdę książkoholików, którą postanowiłam przytoczyć: Życie jest krótkie, a listy książek do przeczytania bardzo długie. Dziękuje, że poświęciliście część swego cennego czasu tej książce.

Trzeba dojść do jakiejś konkluzji 
Zakończenia bywają trudne nawet w recenzjach, ale trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny... Morze spokoju to głębszy romans niż większość, które czytałam. To nie tylko buzi-buzi i problemu rzędu przespać się z nią na trzeciej czy piątej randce?. To coś porównywalnego do Co mnie zmieniło na zawsze?, a to komplement i to duży. Przyznaje (może nawet niechętnie), że ta powieść wzbudziła we mnie sporo emocji. Na początku było to wyłącznie zaciekawienie, później przechodziło w lekką ekscytację, a nawet zażenowanie pt. co ty robisz?!. Pojawiły się też nerwy, bo obrażali mi Drewa, którego naprawdę polubiłam, a robili z niego trochę takiego Damona z The Vampire Diaries, czyli co złego to twoja wina! Ostatecznie jednak przy końcówce oczy zaświeciły mi się ze wzruszenia, czego się nie spodziewałam. Reasumując, nie jest to książka idealna. Ma kilka wad, niedociągnięć no i błędów w korekcie, które kują. Mogę jednak z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że to pozycja z przekazem mimo, iż główne skrzypce gra wątek miłosny między zagubionymi nastolatkami. Może gdybym nie czytała tak sporo książek z tego gatunku, oceniłabym tę książkę wyżej niż osiem.

Podstawowe informacje:
Tytuł: Morze spokoju
Tytuł oryginalny: Sea of Tranquility 
Autor: Katja Millay
Liczba stron: 456
Data polskiego wydania: 19.03.2014
Wydawnictwo: Jaguar
Projekt okładki: Joanna Wasileweska
TłumaczenieZuzanna Byczek
Ocena: 8/10


31 | dodaj komentarz

  1. W sumie miałabym wielką ochotę ją poznać :D Zaciekawiłam się nią więc czemu nie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam ją kiedyś ale szczerze ci powiem, że za wiele nie pamiętam więc jakoś specjalnie mnie nie poruszyła ta ksiazka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielbicielka książek3 stycznia 2017 15:45

    Być może kiedyś po nią sięgnę, tymczasem zapisuję tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Morze Spokoju to była jedna z pierwszych książek z gatunku New Adult, jakie przeczytałam w życiu, może dlatego w moim serduchu zajmuje takie specjalnie miejsce. Uwielbiam tę historię, jestem z nią strasznie emocjonalnie związana i może faktycznie nie jest idealna, ale autorka posiada wspaniały styl pisania, napięcie jest cudownie budowane, a relacja Josha i Nastyi nie przypomina tych z innych NA. A ostatnie zdanie sprawia, że do dziś mam ciary ;)

    Books by Geek Girl

    OdpowiedzUsuń
  5. Okładka i generalnie oprawa książki kojarzy mi się z tanim i kiepskim romansem, a tu takie zaskoczenie! Mimo wszystko, to jednak nie mój gatunek i nie spodziewałabym się, że "Morze spokoju" znajdzie się u mnie na liście pod wdzięcznym tytułem "przeczytane".

    OdpowiedzUsuń
  6. Baaaardzo podobała mi się ta książka. Jakiś czas temu powiedziałabym, że jest ona moją ulubioną. Teraz nie wiem, czy też bym ją tak oceniła. Wtedy byłam zachwycona i udało mi się namówić kilka osób do jej przeczytania, wszystkich bardzo zaciekawiła. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. To naprawdę dobra książka na tle innych NA - właśnie sposób przedstawienia historii miłosnej jest dobry. Nieśpieszna akcja, stopniowanie no i zakończenie baaardzo rozczulające, szczególnie ostatnie zdania. Hej ja też polubiłam Drew, ale Josha jednak kocham bardziej - naraziłam Ci się w tym momencie ^^ ale nic nie poradzę :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam "Morze Spokoju" rok lub dwa temu i pamiętam, że książka mi się bardzo podobała, a pierwsze zdanie zaciekawiło mnie totalnie. Nastyja to bohaterka, którą polubiłam niemalże od samego początku, a sprawa tego, że przestała mówić tak z dnia na dzień powodowała, że zaczęłam się zastanawiać "Dlaczego?!" "Co takiego przytrafiło się dziewczynie?" wiele pytań kłębiło się w mojej głowie.
    Ogólnie książkę czytało się szybko, co bardzo mi się podobało. No i od samego początku bardziej lubiłam Drew:)
    Bardzo ciekawa recenzja :)
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się że książka przypadła tobie do gustu. Ja bardzo lubię Drew i jego mamę <3 A książkę kocham głównie za te niedopowiedzenia, dzięki temu nie była taka oczywista.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam wiele pozytywnych recenzji tej książki i bardzo chciałabym po nią sięgnąć, zwłaszcza, że idealnie trafia w moje klimaty. Mam nadzieję, że się nie zawiodę kiedy już uda mi się to zrobić.
    A co do pierwszego zdania - niesamowicie ciekawi ;)

    Pozdrawiam cieplutko ^^
    ksiazki-bez-tajemnic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie przepadam za romansami, dlatego średnio mnie interesuje. Ale... co do tego jak masz pisać: pisz tak, jak tylko masz ochotę. Jeśli masz dużo do powiedzenia na temat danej pozycji pisz dużo. Mało? Pisz mało.
    Ja często mam tak, że jeśli książka mnie wkurzy pisze o niej dłuuuugi referat, zaś najkrótsze recenzje dotyczą literatury naukowej: bo tu często niewiele więcej da się napisać poza: styl jest OK/nie jest OK, temat jest ciekawy/nieciekawy, lubię/nie lubię podejście autora do tematu i.... tyle.
    drewniany-most.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. W dzisiejszych czasach pewnie trzeba pisać zwięźle, ale mi mało kiedy się to udaje (zwłaszcza w przypadku pisania o książkach). ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kompletnie nie mój typ więc podziękuje. :)
    Ja ostatnio zamiast pisać recenzje pisałabym same posty okołoksiążkowe. :D Ale pisz tak jak czujesz, bez przejmowania się innymi. To Ciebie ma cieszyć tworzenie tekstów nie innych. ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Sunny Snowflake5 stycznia 2017 16:21

    Książka wydaje się ok, ale tylko przez postać Josha nie chcę na razie po nią sięgać, mam awersję do irytujących postaci.

    Pozdrawiam!

    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Hmmm....kompletnie nie pomyślała bym o tej książce w tym stylu xD Wygląda mi ona bardziej na taka leciutką miłostkową opowieść, w której właśnie tak jak pisałaś prześpią się na 3 randce, a dodatkowo zejdą się i rozejdą milion razy...żyg xD A jak widać taka nie jest...jak na razie za bardzo jestem zakochana w fantastyce, ale kiedyś na pewno po nią sięgnę :D

    Buziole :*
    pomiedzy-wersami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. U mnie było sporo emocji, ale nie oczekuje, że za kilka lat nadal będą o niej pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  17. Warto zapisać, bo nie tak łatwo znaleźć, a można szybko zapomnieć o jej istnieniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja zaczynałam New Adult od Hoover, więc bardzo wysoko zawiesiłam niewidzialną poprzeczkę dla kolejnych powieści tego typu, a że już się ich trochę naczytałam to właśnie Morze spokoju mnie tak nie ''olśniło''. Jednak muszę przyznać, że analizowałam ostatnie zdania pod wieloma kątami i chyba nadal nie rozgryzłam co chciała przekazać bohaterka; swoją drogą, to mistrzyni niedopowiedzeń.

    OdpowiedzUsuń
  19. Też nie jestem fanką okładki. Taka nijaka z szalą przechyloną w stronę brzydkiej.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja tam zaczęłam czytać w tym gatunku od Hoover, więc rzadko kiedy wpadłam na coś słabego. Moja poprzeczka jest więc wysoko ustawiona. Oj tam, nie bije za Josha. Jeszcze nie dawno sama uwielbiałam takich chłopczyków; teraz po prostu mnie nudzą, bo są w każdej powieści i różni ich tylko kolor włosów.

    OdpowiedzUsuń
  21. Z tego co zauważyłam większość bardzo lubiła mamę Drew :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Aa, w końcu ktoś jest teamDrew :D !

    OdpowiedzUsuń
  23. Czasami tak jest, że z wiekiem postrzegamy inaczej. Ja np. byłam oczarowana do granic ''Maybe Someday'', a teraz nie wiem czy tak samo spodobałaby mi się ta książka.

    OdpowiedzUsuń
  24. Myślę, że może ci się podobać ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Mam podobnie; przy złej książce można napisać bardzo dużo, szczególnie jeśli jest... naprawdę zła. Dzięki za opinie ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Też mi się wydaje, że każdy wymaga króciutkiego i rzeczowego pisania, ale przy książkach czasami trudno to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  27. Też mam kilka postów okołoksiążkowych w zanadrzu, ale przy tych zawsze jakoś waham się przed publikacją - sama nie wiem dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  28. Josh nie jest irytując (no może ta zazdrość podchodzi pod lekką irytację), a schematyczny. Taka postać jak on występuje niemal w każdej młodzieżówce.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie warto przez niego odbierać sobie lektury, jeśli naprawdę cię ciekawi.

    OdpowiedzUsuń
  30. ''na razie za bardzo jestem zakochana w fantastyce'' w takim razie możesz sięgniesz po Sherlocka i zombie xd ? Kiedyś słyszałam o takiej odsłonie detektywa,to mogłoby być coś dla ciebie :D

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo