Wiek XIX jest jak czasy Tudorów – większość rzeczy, które o nich wiemy, to zasługa syntezy z popkulturą. Tamto stulecie widziane przez pryzmat bogato zdobionych sukni i kurtuazji wydaje się być wiekiem pięknym. Szczególnie jeśli zapomni się o braku ogólnodostępnego dentysty.
Agnieszka Lisak zdaje się tę pozytywną wizję epoki kultywować podtytułem ,,wspaniałe czasy belle époque”. Tu zresztą chciałabym się na chwilę zatrzymać i przede wszystkim ostrzec, że książka funkcjonuje w dwóch różnych oprawach graficznych, ale także pod dwoma odrębnymi podtytułami; jeden, już wspomniany, to ,,Wspaniałe czasy belle époque”, choć de facto piękna epoka obejmuje nieco inne ramy czasowe. Drugi podtytuł, nieco bardziej adekwatny, to ,,Obyczaje, intrygi, skandale” i właśnie o tym jest książka – o obyczajach. Odwołanie się do francuskiego terminu ,,belle époque” podsunęło mi myśl, że będzie to pozycja ogólnoeuropejska, tzn. życie ludzi będzie opowiedziane z perspektywy mieszkańców różnych części Europy. Książka jednak zawęża się do realiów polskich – gdzieś na początku jest cały siedmiostronnicowy rozdział o francuzomani, aczkolwiek dalej mówimy bardziej o pewnym zjawisku, które zawitało do Polski, a jedynie przy okazji o pewnych osobliwościach mentalności gości znad Sekwany.
Autorka uprzedza również, że cała jej narracja będzie skupiona głównie wokół warstw wyższych, bo jak żartobliwie pisze ,,bogaci zawsze mają lepiej, nawet w książkach”. Jeśli jednak nie czytacie tej pozycji z myślą o tym, by dowiedzieć się tylko o warstwie mieszczańskiej, robotniczej tudzież chłopskiej to dysproporcje nie powinny być drażniące, bo autorka nie tylko mówi o ludziach biedniejszych dla skontrastowania tych bogatszych, czyli np. podając przykład oddzielnych klas, tramwajów czy wejść do kamienic (które podobno w Krakowie zachowały się do dzisiaj), ale także jako osobną grupę, która tworzyła swoją kulturę i miała swoje własne podziały, które regulowane były ilością trzody chlewnej.
Na powyższych przykładach widać, że ,,Życie towarzyskie...” przypomina o pewnych XIX-wiecznych oczywistościach, czyli nierównościach jakie wówczas zachodziły – nie tylko pomiędzy warstwami społecznymi, ale także pomiędzy płciami. Ciekawie zresztą opisano tutaj, jak od kobiet wręcz wymagano pewnych teatralnych zachowań (mdlenia, bladości itd.), po czym zarzucano paniom, że ich wrażliwość uniemożliwia podjęcie im racjonalnych decyzji.Oprócz oczywistości dużo tu też informacji mniej znanych; tu gdzieś pojawi się informacja o tym, że Rosjanie zadomowili w Polsce zwyczaj picia herbaty, to tam wspomnienie o Niemcach i Austriakach, którzy rozkochali dżentelmenów w fajkach. Wszystko okraszone jest naprawdę dużą ilością cytatów – przez co mamy multum dowodów anegdotycznych. Z jednej strony takie zagranie sprawia, że książkę nie tylko czyta się o wiele szybciej, ale także o wiele łatwiej się ją przyswaja. Minusem jednak jest to, iż nie pojawiają się tu w ogóle liczby. Dla porównania Andrzej Chwalba w ,,Historii Powszechnej. Wiek XIX” w akapicie o trudach podróżowania nie tylko podaje, ile miesięcy płynęło się przykładowo do USA, ale także ile osób w trakcie takich wojaży zginęło. W ,,Życiu towarzyskim...” również pojawił się temat podróżowania i choć konsensus jest bliźniaczy, to jednak autorka nie dzieli się żadnymi liczbami.
Kolejną rzeczą, z której nie do końca jestem zadowolona jest język autorki – mocno uszczypliwy. I jak zwykle nie mam problemu z humorem polegającym na wbijaniu małych szpileczek (najlepsi w tym temacie są Brytyjczycy piszący o Brytyjczykach) tak tutaj podczas lektury byłam w pewnym momencie nieco znużona manierą autorki. Wyglądało to trochę tak, jakby współczesny człowiek z wyższością oceniał próby rozwiązania sytuacji przez tego XIX-wiecznego. Nie chce o to posądzać autorkę, ale muszę przyznać, że zgryźliwe uwagi szczególnie w pierwszej części książki, psuły odbiór. Innym minusem jest to, iż przy rozdziale o cyrku pojawił się wątek afiszy – był on o tyle nieprzyjemny, że w pewnym momencie rozdział zamienił się w opisywanie owych afiszy. Było to męczące, dlatego zastanawiam się czy owych plakatów nie dało się po prostu do książki dorzucić, choć tutaj trzeba też mieć na uwadze to, iż taka decyzja mogła zostać podyktowana dodatkowymi kosztami, które mogłyby zostać wygenerowane przez nadprogramowy materiał ilustracyjny.
Ostatnią negatywną rzeczą, która zapadła mi w pamięci, jest luźno rzucone stwierdzenie jakoby Żydzi ,,znani byli ze swojego przyzwyczajenia do brudu”. I tutaj pojawia się dużo pytań. Dlaczego autorka tak stwierdza? Dlaczego jest to podane jako fakt? A jeśli już jest podane w ten sposób to, jakie są na to dowody? No i co znaczy ,,przyzwyczajenie do brudu” w XIX wieku? W końcu w samej książce są całe akapity, o tym jak damy nie myły swych sukien, a panowie uważali, że zabijanie smrodu perfumami to świetny sposób na dbanie o higienę.
Było trochę o negatywnych stronach, więc czas również na zalety. Po pierwsze anegdoty – jak pisałam, gdyby były uzupełnione liczbami i konkretnymi danymi byłoby super, ale i tak same historyjki są na plus. Tak samo jak materiał ilustracyjny; nie jest co prawda obszerny, ale jest, a to i tak w tego typu książkach rzadkość. Na pochwałę zasługuje również fakt, że autorka próbuje przybliżyć humor tamtego czasu, co również w dobry sposób odświeża książkę, dlatego niemal w każdym (jeżeli nie w każdym) rozdziale znajduje się coś z dawnego humoru. Wrażenie robi również ponad pięciostronnicowa bibliografia oparta głównie o pozycje z XIX wieku, ewentualnie wczesny wiek XX, i czasopisma, co zresztą widać podczas czytania (autorka często cytuje ,,Kurjera Porannego” i ,,Kurjera Warszawskiego”).
Słowem podsumowania, ,,Życie towarzyskie w XIX wieku” to pozycja przyjemna oraz pełna anegdotek. Nie jest to książka idealna, ale właściwie jako jedna z nielicznych rozprawia się z wiekiem XIX pod względem życia zwykłych ludzi, a nie wydarzeń politycznych.
Recenzja powstała przy współpracy z Księgarnią Gandalf – możecie dorwać tam swój własny egzemplarz ,,Życia towarzyskiego w XIX wieku”.
Jestem bardzo ciekawa tej książki, ale uszczypliwy język autorki nie do końca mi odpowiada. Zwłaszcza aż tak uszczypliwy.
OdpowiedzUsuń