wtorek, 30 stycznia 2018

Post, w którym ładnie wyjaśniam, dlaczego czytanie (czegokolwiek) nie sprawia, że jesteś lepszym człowiekiem.

W wielu czytelnikach istnieje nieodparte wrażenie, że niektóre książki są lepsze od innych. I nie chodzi tutaj o walory artystyczne bądź osobiste preferencje - czyli fakt, że pewne utwory podobają nam się bardziej lub mniej - tylko o rozumowanie, według którego pewnymi tytułami należy się chwalić, a innymi już nie. Takie zjawisko w świecie książkowym dotyczy wielu kwestii; niektórzy uważają, że książki popularnonaukowe nigdy nie powinny się równać erotyce i błahym romansom. Za to inni twierdzą, że jak książka to tylko papierowa. Żadne audiobooki! Żadne e-booki! Bo przecież to nie książki. Temat ten jest wałkowany, odkąd tylko e-booki weszły na rynek książkowy, a jednak kiedy widzę post, w którym osoba pyta czy przez czytanie e-booków jest zła, to coś we mnie w środku - może nie gotuje się - ale obumiera zastanawiając się, czy to aby nie clickbait, a jeśli nie, to skąd ludzie czerpią takie pomysły. 

Dzisiaj będzie więc sztampowo - bo chyba każdy już poruszał ten temat - lecz czasami warto przypomnieć albo po prostu kogoś uświadomić, że czytanie ma stanowić przyjemność, rozrywkę, a nie obowiązek i walkę szczurów, bo jasne można liczyć ilość przeczytanych stron, ilość przeczytanych pozycji - ba! Sama to robię - ale nie chodzi o to by walić w ścianę, kiedy się nie uda osiągnąć celu lub tworzyć wewnętrzne podziały, bo ty czytasz gówno”, ty czytasz nie to co ja", ty czytasz coś mniej wartościowego", a ty czytasz więcej, ty mniej" i tak dalej… 


Bardzo źle. Od tego się umiera.


Starcie tytanów, czyli papier vs nie-papier.

Książki papierowe i te na czytelniku bądź w telefonie to chyba najwięksi wrogowie, a co zabawne różnią się minimalnie. Treść jest ta sama, tytuł również, sposób przyswajania identyczny (w obydwóch przypadkach czytamy), jedyna różnica to obrazki - w czytnikach ilustracje często są czarno-białe. Wybór między papierem tradycyjnym a elektronicznym to nic więcej jak nasze upodobania i przyzwyczajenia, bo do niektórych przemawia magazynowanie wszystkich książek w jednym miejscu i czytanie takich kolosów jak ,,Gra o tron’’ czy ,,Wielka księga dokonań Sherlocka Holmesa’’ w komunikacji miejskiej oraz trzymanie tych tytułów zawsze pod ręką (w torebce), co w wersji tradycyjnej nie byłoby możliwe, przez rozmiary owych dzieł. Za to inni preferują obracanie kartek, charakterystyczny zapach stron czy tuszu i w tym też nie ma nic złego. 

Głupie jednak jest definiowanie czytelnika poprzez sposób w jaki odbiera informacje, bo to czy ja odbiorę i przetrawię podane słowa z tableta czy z książki papierowej nie sprawia, że treść jest inna. Historia cały czas jest taka sama i czytelnik cały czas potrafi wyciągnąć identyczne wnioski. Nie ma więc powodu, dla którego miałabym uparcie trzymać się jedne formy przekazu. Oczywiście, możemy mówić o zaletach książek i zaletach elektroniki - to zresztą jest jak najbardziej wskazane w naszej małej społeczności. Bo jeśli kupuje w ciągu roku jakieś 70/80 pozycji to siłą rzeczy książki otaczają mnie i są w jakiś sposób moim życiem codziennym, wydaje na nie pieniądze, szukam dla nich miejsca, a także często kupuje półki, aby je pomieścić, więc w momencie kiedy zastanawiam się nad alternatywnymi rozwiązaniami to opinię na temat czytnika czy e-booków jako takich, są dla mnie zbawienne. Dobre też jest robienie zestawień, gdzie widać plusy i minusy obydwóch, a właściwie trzech (ponieważ odbierać książki można również za pomocą audiobooków) propozycji, jednak ubliżanie innym, bo słuchają, parafrazując klasyka, urąga podstawowej estetyce ludzkiej. 

To tylko od nas zależy czy my lubimy taki przekaz. Nie oznacza to jednak, że jeśli czegoś nie lubię to ewidentnie ta forma jest mniej wartościowa bądź gorsza. Gorsi to mogą być, co najwyżej, ludzie, którzy uważają, że będąc w pewnej grupie odbiorców są automatycznie lepsi od innych. Bo tak. 



Jest to o tyle zabawne, że sami obalamy mit - w który tak usilnie niektórzy próbują wierzyć - o super-hiper tolerancyjnych, empatycznych i inteligentnych książkoholikach. Prawda jest taka, że czytanie nie daje ci super mocy - tak może czegoś się dowiesz, może będziesz lepiej składać literki od swoich rówieśników, ale możesz też zamienić się w snoba, no nie?

Niby oczywiste, lecz czasami wydaje mi się, że nie da wszystkich.

Starcie herosów, czyli czytanie mało vs czytanie dużo.

Szczerze mówiąc nie sądziłam, że dojdę w życiu do momentu, w którym komukolwiek będzie trzeba tłumaczyć, że czytanie to nie wyścigi i można czytać nawet dziesięć książek rocznie i ,,orientować się w temacie’’, ale internet wylał na mnie wiadro zimnej wody.

Komentarze pod postem, w którym jedna z podcasterek napisała, że przeczytała w ciągu roku 44 książki.

Takie zachowanie jak powyżej wywiera presje. 
Bloger (jest pod wpływem odbiorców, którzy wymagają od niego pewnej ilości przeczytanych tytułów) → czytelnik (widząc blogerów/vlogerów, którzy cały czas czytają jak najęci, sam czuje presje, by mieć podobne wyniki) → osoba niespełniająca standardów (zaczyna ,,ukrywać’’ swoje wyniki, bo to przecież wstyd).

Żeby nie było, gdy ktoś czyta dużo (naprawdę dużo) to też spotyka się z zróżnicowanymi reakcjami. Jedni gratulują, drudzy pytają ,,jak?’’, trzeci z góry zakładają, że takie osoby pewnie siedzą na siedzeniach i nic nie robią, czwarci zaraz wyskakują, że ,,oni to nie czytają na wyścigi’’ (tak jakby ta informacja była w tej dyskusji jakkolwiek potrzebna). 


Kilka reakcji na wynik czytelniczy uczestnika wyzwania ,,Przeczytam 52 książki w 2018 roku''.


Starcie ziemi z niebem, czyli czytanie klasyków vs czytanie młodzieżówek.

Ostatni już konflikt to ten pomiędzy osobami czytającymi klasyki literatury, pozycję nagradzane najważniejszymi nagrodami literackimi oraz osoby czytające lektury lekkie, odprężające, czasami nieco głupiutkie i humorystyczne. Wśród pierwszej grupy, bardzo często znajdą się tak zwane snoby, czyli osoby, które uważają się za lepsze tylko dlatego, że czytają takie a nie inne książki. Jest to o tyle głupie, że czytanie młodzieżówek nie wyklucza jednoczesnego czytania książek górnolotniejszych. Tutaj mogę się odnieść do swojego przykładu; na moim koncie czytelniczym jest od groma lekkich, niezobowiązujących historii o pierwszych miłościach nastolatków. Czytałam tych powieści tak wiele, że na chwilę obecną bardzo trudno zaskoczyć mnie w tym gatunku. Z drugiej strony czytałam też sporo klasyki - głównie klasyki brytyjskiej. Odhaczonego mam już Sherlocka, Draculę, Frankensteina, Orwella, ,,Portret Doriana Graya’’, Narnię czy ,,Morderstwo w Orient Expressie’’ i nadal chcę poszerzyć swoje horyzonty pod tym względem. Mogliście zresztą zauważyć, że w poście na początku roku pod tytułem ,,Hello 2018’’ wyraźnie napisałam, iż mam duże plany a propos czytania literatury klasycznej. Planuję między innymi poznać się z literaturą francuską poprzez Dumasa, z literaturą rosyjską przez Tołstoja i Dostojewskiego, ale także z klasyką amerykańską - ,,Wielki Gatsby’’. Mogę więc spokojnie potwierdzić, że można czytać jednocześnie książki lekkie (może nawet głupiutkie) i te poważniejsze.

W tym konflikcie nie chodzi jednak o to by czytać jedno i drugie, bo może po prostu ktoś nie chce czytać jednego i drugiego. I to wcale nie stawia go w gorszym pułapie. Czytanie książek jest super. Świetnie, że czytamy, ale jeśli ktoś woli inną formą odbioru to także nic złego. Spójrzmy na przykład na przemowę uważaną za najpiękniejszą - przemowę Charliego Chaplina. Nie pisarza, nie poety tylko producenta i aktora filmowego. 

Jednym słowem wystarczy kupić kawałek papieru, aby zyskać wiarygodność.


Film, serial, teatr  - to są odnóża kultury, które mogą zapewnić równie inteligentną i błyskotliwą rozrywkę jak książki. Mogą także książki zastąpić.

Z miesiąca na miesiąc robię zapowiedzi serialowe i wyraźnie zauważam zwiększającą się tendencję do inspirowanie się historiami pisanymi. Producenci oraz scenarzyści sięgają po książki i na ich podstawie tworzą historię. Często są to historie tak samo dobre, a nawet lepsze i bardziej rozbudowane. To pokazuje, że czasami nie trzeba czytać, by wiedzieć więcej. Można obejrzeć i widzieć tyle samo albo nawet więcej, co uzasadnia choćby ekranizacja ,,13 powodów’’ (,,13 reasons why’’). Poza tym, zerknijmy na treści filmowe nastawione na poszerzenie wiedzy. Takie produkty bardzo często potrafią lepiej zobrazować dane problemy i lepiej wpłynąć na wyobrażenie odbiorcy o problemie niż zrobiłby to papier. 

Nie mam zamiaru teraz uniżać książkom. Chcę jedynie pokazać, że te wszystkie formy kultury się nie wykluczają i mogą współpracować. To, że czytam książki nie znaczy, że nie mam ochoty obejrzeć serialu - resztą wszyscy wiemy, iż robię to nagminnie. To, że oglądam seriale nie znaczy, że nie chcę obejrzeć sztuki teatralnej, bo dałabym się pokroić za Hamleta z Cumberbatchem albo Hiddlestonem, albo z innym uzdolnionym, brytyjskim aktorem, a jak wiadomo jest ich tam wielu.

Cały wywód streściłabyn do banalnych słów:
Żyj i daj ludziom żyć.

18

sobota, 27 stycznia 2018

Jak poznałam morderczynię mojej córki? / ,,Dziewczyna, która wróciła'' Susan Lewis

Opis z tyłu książki mocno sugerował mroczny klimat, walkę psychologiczną między zabójczynią i zdruzgotaną matką oraz tematykę zemsty. Susan Lewis nie stworzyła jednak wspaniałego thrillera psychologicznego, jak próbuje nas przekonać wydawnictwo, lecz napisała dobrą powieść obyczajową z elementami kryminalnymi. I chwała jej za to.


,,Dziewczyna, która wróciła'' zaczyna się z mocnym przytupem, bo od sceny zabójstwa; kilkuletnia Amelia Quentin, bez konkretnego powodu, popycha swoją matkę z takim impetem, że ta wypada przez reling i ląduje w morzu. Później ta sama dziewczyna zostaje skazana na pięć lat więzienia, za zamordowanie jedynego dziecka Jules Bright, lecz teraz wychodzi na wolność. Wraca do rodzinnego miasta swojej ofiary mówiąc Jules i jej rodzinie ,,wybaczam wam'', co wprawia w osłupienie całe miasto.
,,Amelia nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Inne dzieci nie lubiły jej, bały się jej albo ją bezlitośnie dręczyły.''
Śmierć matki Amelii, czyli tak naprawdę prolog powieści pokazuje kilka rzeczy. Po pierwsze, autorka idzie nieco na skróty w przedstawianiu postaci. Słyszymy, że rodzicielka obawia się własnego dziecka, widzimy też, do czego zdolna jest Amelia, co każe nam wyobrażać ją sobie w określony sposób - jako złą, szaloną i prawdopodobnie chorą psychicznie, ale brak tym zachowaniom tła. Dlaczego taka jest? Jakie ma relację emocjonalne z kimkolwiek? Pisarka często też piszę o instynkcie, który mówił każdemu, że Amelia ma coś dziwnego i zarazem niepokojącego w sobie, albo o innych cechach wskazujących, jakoby morderczyni już za młodu była, co najmniej, antychrystem:  ,,Dziewczynka się odwróciła [...], a jej okrągłe oczy o bardzo bezpośrednim i zimnym spojrzeniu sprawiły, że Jules, aż zamrugała''. Jeśli jesteśmy już przy aspektach mistycznych to Lewis wprowadziła do książki wątek metafizyczny - ducha. Autorka umieściła upiora jako wątek marginalny, a jego działania objawiały się jedynie poprzez zamykanie bądź otwieranie drzwi czy przenoszenie z miejsca na miejsce pewnego starego bucika, lecz jest to linia fabularna rzadko spotykana w fikcji literackiej, która gatunkowo nie należy do sci-fi czy fantasy.

Prolog pokazał również, że autorka lubi zaskakiwać czytelników i widać to tak naprawdę przez cały czas trwania powieści. Zazwyczaj książki można podzielić na zagadkowy wstęp, rozwinięcie, duży punkt kulminacyjny oraz zakończenie, w którym wszystko zostaje spięte klamrą, a sprawy ostatecznie domknięte. W ,,Dziewczynie, która wróciła'' pełno jest drobnych punktów kulminacyjnych, brak za to jednego ważnego rozdziału, który mógłby nosić miano szczytowego i najważniejszego. Ostatnią nauką wyciągniętą z wprowadzenia jest zdanie; nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Susan Lewis zaczęła mocno, lecz szybko zabiła mroczny klimat, zastępując go melancholijnym nastrojem, który towarzyszył książce przez większość czasu, bowiem autorka bardzo skupiła się na retrospekcjach, co można dwojako przyjąć. Z jednej strony buduje to pewne napięcie i sprawia, że wszystkie klepki w naszej głowie zastanawiają się, jak doszło do morderstwa, aczkolwiek z drugiej strony medalu, dynamika jest wówczas bardzo powolna, a częste przechodzenie z teraźniejszości w przeszłość potrafi wprowadzić mętlik - szczególnie na początku, kiedy przejścia są bardzo niewyraźne oraz częste, a natłok nowych person spory, więc nie do końca wiadomo, kto kim jest.


Książka kuleje też pod względem korekty - braki kropek, przypadkowo wstawione zaimki dzierżawcze czy zdania złożone w taki pokrętny sposób, że trudno je rozszyfrować, np.:
  • ,,- Obawiam się, że nie - odpowiedział Leo, a Jemma wyjęła notatnik. Policjantka spojrzała na Andree, która była kiedyś jego przełożoną, ale nie patrzyła teraz na niego.''
Zmierzając już do końca podsumujmy plusy i minusy. Zaletą jest sam pomysł - punkt wyjścia historii, jej przebieg, a nawet poprowadzenie akcji w taki spokojny, obyczajowy sposób. Do minusów można zaliczyć pewne zgrzyty warsztatowe (rzadkie, ale jednak), całkowite zostawienie postaci Amelii na samopas - gdyby autorka rozwinęła psychologię bohaterki na pewno wyszłoby to na plus. Poza tym oczywiście minusem jest korekta i sama promocja, która sprzedaje tort z truskawkami, mimo iż na stanie ma tylko babeczkę i to biszkoptową, bez grama truskawki. Książce bliżej więc do rodzinnej, spokojnej opowieści z dobrze zarysowanymi charakterami (nie licząc nemezis) niż wartkiej historii z zabójstwem na pierwszym planie. Wielka szkoda, że ktoś postanowił reklamować tę pozycję przeszarżowanym opisem i hasłami ,,thriller'' , bo gdybym właśnie tak podeszła do tej powieści, to na pewno byłabym zawiedziona; tymczasem uważam, że to dobra pozycja - warta polecenia - jeśli tyko spojrzycie na nią jak na historię obyczajową z elementami kryminału. 

Wskazówki wydedukowane z myślą o łowcach potworów.
Tytuł: ,,Dziewczyna, która wróciła'' 
Tytuł oryginalny: „The Girl Who Come Back”
Autor: Susan Lewis
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Tłumacz: Daria Kuczyńska-Szymała
Liczba stron: 448 stron

Książkę można kupić na taniaksiążka.pl (i przy okazji przeczytać jej fragment za darmo).

Recenzja powstała przy współpracy z księgarnią Tania Książka, jednak wszystkie wyrażone w niej opinie są moimi własnymi.

8

wtorek, 23 stycznia 2018

,,Liar’’, czyli kłamstwo opowiedziane dwojako.

,,Liar’’ przemknął w ubiegłym roku bez większego echa, a szkoda, bo ma wszystko, co dobry serial mieć musi, czyli ciekawą formę, pomysł na fabułę i aktorów, którzy wiedzą jak grać. O czym właściwie jest ten serial?

Laura właśnie zakończyła długoletni związek, dlatego kiedy samotny ojciec jednego z jej uczniów, a przy tym szanowany i przystojny kardiochirurg, zaprasza ją na randkę, z chęcią przystaje na propozycję. Para spotyka się w uroczej restauracji i wszystko wskazuje na to, że obydwoje przypadli sobie do gustu. Sytuacja komplikuje się następnego ranka, gdy nauczycielka twierdzi, że Andrew ją zgwałcił. Za to mężczyzna jest zaskoczony oskarżeniami i wszystkiego stanowczo się wypiera.  



Jack i Harry Williams postawili przed widzem ciekawą zagadkę; pokazali skrawki wydarzeń z randki, które nie wskazują definitywnie na niewinność Andrew bądź prawdziwość oskarżeń Laury. Takie poszatkowanie wieczoru przez twórców nie tylko buduje napięcie, ale również pozwala wczuć się odbiorcy w role pobocznych bohaterów, którzy sami nie są pewni, kto z tej dwójki kłamie - w końcu wiedzą mniej-więcej tyle, ile my. Laura jest luzacką nauczycielką i niezależną, pewną siebie kobietą, a Andrew to cieszący się respektem lekarz i ojciec. Dlaczego nauczycielka miałaby kłamać, a on posuwać się do takiego czynu? Te intrygujące pytanie wisi nad tą produkcją przez połowę czasu antenowego. Dlaczego tylko połowę? Bo twórcy szybko pokazują nam, kto miał rację, a kto okazał się tylko obrzydliwym kłamcą. Taki zabieg z jednej strony mógł się spodobać - bo widać, że czasami nie wystarczy prawda, by winny poniósł konsekwencję - lecz z drugiej strony pozbawia serialu unikatowości, gdyż enigmatyczne podejście do tematu to największy plus całego show. Gdyby od razu było wiadomo, kto jest szują, atrakcyjność serialu gwałtownie by spadła. 

Serial zachwyca również od strony aktorskiej - szczególnie jeśli mowa o odtwórcach głównych ról. Joanne Froggatt (w roli Laury) idealnie potrafi zagrać zarówno szczęśliwą, pełną amorów kobietę, jak i osobę skrzywdzoną oraz zdeterminowaną, by pokazać prawdziwą twarz rzekomego gwałciciela. Poza tym gdyby była nagroda za najlepiej robione maślane i zarazem zagubione oczka to Ioan Gruffudd (w roli Andrew) by ją z pewnością dostał. To wręcz zadziwiające jak facet po trzydziestce dalej potrafi robić psie oczy. W każdym razie, jest świetny w tym co robi, więc jeśli wystąpi w najbliższym czasie, w jakimś serialu to na pewno siądę przed laptopem. 

Jakie są jeszcze plusy ,,Liar’’? Na pewno zdjęcia. Nie wiem, gdzie dokładnie je kręcono, ale jest coś w tym pejzażu, że chciałoby się więcej ujęć z drona i malowniczych wschodów słońca.


Nie jest to jednak serial, w którym nie można się do niczego doczepić - właściwie to wad ma całkiem sporo, a do największych należą chyba policjanci. Sprawą Lory zajmują się dwójka funkcjonariuszy - młoda kobieta (Vanessa Harmon) oraz starszy mężczyzna (Rory Maxwell). Twórcy próbują stworzyć między tymi dwoma postaciami nieco rodzicielską relację, co wychodzi średnio, ale pomijając już charakterystykę tych postaci trzeba przyznać, że śledztwo tej dwójki wygląda trochę tak, jakby nikt nic nie robił. Nikt nie sprawdza przeszłości Laury i Andrew, nikt nie pyta w szpitalu o lekarza, sprawa kończy się właściwie na przesłuchaniu mężczyzny. Reszta pracy policjantów to chodzenia w kółko z samochodu na komisariat. Nikt właściwie nie wie, co oni robią, by rozwiązać sprawę gwałtu. 

Do minusów dodałabym także odcinek finałowy, który jak na finał jest mało zaskakujący i ani trochę efektowny, chociaż to zapewne za sprawą dwóch czynników - po pierwsze, ktoś zdecydował, że jeszcze jeden sezon ,,Liar’’ to świetny pomysł, a po drugie finał wygląda trochę tak, jakby Jack i Harry Wiliams mieli z góry narzuconą tezę, jak powinien skończyć się pierwszy sezon, ale wcześniej tak głęboko weszli w wersję drugą (będącą tyko podpuchą), że aby pierwotny zamysł zakończenia trzymał się kupy potrzebowali wiele czasu, by pewne rzeczy odkręcić. Czy kolejny sezon jest w ogóle potrzebny?

Powiedziałabym, że ,,Liar’’ o wiele lepiej sprawdziłoby się w zamkniętej całości jako mini-serial, aczkolwiek ostatnia sekwencja finału zostawia kolejną otwartą sprawę, którą trzeba zamknąć. Wygląda to tak jak gdyby autorzy specjalnie zostawili sobie otwartą furtkę na powrót. I szczerze? Gdyby nie ta furka, serial mógłby się ładnie zakończyć w formie mini-serialu i tak prawdopodobnie byłoby lepiej.


Podsumowując, ,,Liar’’ to produkcja ciekawa, z dobrymi aktorami i choć nie jest idealna to fanom produkcji kryminalnych i brytyjskich (bo to koprodukcja stacji brytyjskiej i amerykańskiej) powinien przypaść do gustu.
0

wtorek, 16 stycznia 2018

Prawdziwe problemy egzystencjalne serialoholika.

1. Stresujesz się nadejściem kolejnego odcinka.
2. Z jednej strony chcesz skończyć serial, z drugiej boisz się zakończenia.

Takie trudy znosiłam przy oglądaniu ,,Merlina''.

3. Stresujesz się więc jeszcze więcej.
4. Chcesz więcej i jednocześnie nie chcesz.

To te wspaniałe uczucie, kiedy ,,Supernatural'' zaczyna się już staczać, przez co bracia walczą z niebezpiecznym płodem, ale tobie nadal trudno powiedzieć ,,stop''.

5. Oglądasz serial i... [Tutaj powinna być jakaś złota myśl, ale nie zdążyłam jej zapisać i mamy klumpa]
6. Gdy zobaczysz znaną z innego show twarz to prawdopodobnie cały czas będziesz w niej widzieć poprzednią rolę.

Tak właśnie Tom Ellis w moim wyobrażeniu cały czas jest diabłem, a królewski look z ,,Merlina'' niekoniecznie mu pasuje.

7. Gorzej gdy jakaś twarz jest znana, ale nie wiesz skąd. Wówczas przez cały czas jedyną myślą podczas seansu będzie ,,Skąd ja go znam?''.
8. Zrywasz sporo nocek, bo Netflix wypuścił kolejny serial hurtowo.
9. Masz jedną aplikację więcej na telefonie (czyli też mniej wolnego miejsca), gdyż porządny serialomaniak nie obejdzie się bez TVShowTime.
10. Denerwujesz się z powodu Amerykanów. 

Bo a) oni zawsze mają szybciej premiery oraz b) niemal nigdy nie muszą czekać na napisy. 

11. Z drugiej strony jesteś jednym, wielkim snobem, bo wiesz, że Brytyjczycy robią lepsze seriale niż połowa Amerykanów.
12. Zawsze masz jakiś serial do nadrobienia...
13. ...dlatego żyjesz w ciągłym pośpiechu z myślą, jak wiele produkcji jeszcze nie widziałeś i najprawdopodobniej nie zdążysz zobaczyć.
14. Oczywiście nagle masz 6515463515 produkcji do nadrobienia, bo aktor, którego lubisz grał tak przez jakiś czas (nie ma znaczenia czy były to trzy odcinki, czy trzy sekundy). 

Ale z drugiej strony, jak tu się oprzeć takiemu Tennantowi.

15. Kochasz seriale, ale kochasz też spać...
16. ... rodzi się więc konflikt interesów.
17. Masz poważne przeczucie, że Anglicy to jacyś super-ludzie, którzy jako jedyni potrafią grać w teatrze, serialach i filmach w tym samym czasie.
18. Masz pretensje do podręcznika historii za to, że wielkie postacie nie są tak ładne jak w tych wszystkich serialach historycznych.
19. Zastanawiasz się czy wypada uznać miejsce zbrodni za sztukę. 

Wcale nie mówię o ,,Hannibalu''... 

20. Masz poważne przeczucie, że stacje telewizyjne czasami lubią dla zasady przetestować, jak radzisz sobie w stresujących sytuacjach, dlatego od czasu do czasu kasują kilka seriali.
21. Zaczynasz kupować więcej książek - w końcu nie wypada najpierw oglądać, a później czytać.
22. BBC lubi się z tobą bawić w kotka i myszkę.

Raz zrobią dwuletnią przerwę między sezonami, a kiedy indziej każą ci czekać pięć lat w niepewności.  

23. Śledzisz jak głupi repertuary kina, bo ,,może, ktoś puści w końcu jakiegoś Brytyjczyka w roli Hameta!''.
24. Masz ponad tysiąc zdjęć pt. ,,wsparcie estetyczne'' - owe wsparcie to fotografię ładnych panów tworzących popkulturę.
25. Zawsze brakuje ci pieniędzy.
26. Często łamiesz sobie język przy dziwnych nazwiskach.

Weź tu na przykład wymów takie ,,Waititi''. 

27. Możesz czuć się niczym weteran, jeżeli oglądasz serial, który ma powyżej 12-sezonów.
28. Zastanawiasz się, co takiego ma w sobie Gilian Anderson, że wszyscy ją lubią.
29. Przechodzisz palpitacje serca, kiedy aktor grający głównego bohatera jakiegoś serialu nagle mówi, że po kolejnym sezonie odchodzi.

Tak wyglądała połowa fanów TVD na wieść o tym, że Nina odchodzi i tak samo wyglądała druga połowa oglądając kolejne sezony.

30. Dochodzisz do wniosku, że połowa babek w telewizji wygląda o niebo lepiej od ciebie.
31. Nie wspominając o tym, że one zdają się wręcz budzić w makijażu.
32. Ludzie dziwnie ci się przyglądają, kiedy tłumaczysz im znaczenie słowa ,,apolityczny'' odwołując się do ,,Gry o tron'' i Nocnej Straży.

Oł i ostatnie, nigdy na nic nie masz... czasu!

Z jakimi problemami wy się zmagacie?
16

piątek, 12 stycznia 2018

Miało być ,,Supernatural'' a wyszedł ,,Doctor Who'', czyli o co chodzi z całym tym ,,Żniwiarzem'' Pauliny Hendel.

Jest taka poważna zasada bycia geekiem: jeśli robią coś na wzór twojego ulubionego serialu, to lecisz po to i patrzysz, czy faktycznie jest takie świetne, a później w zależności od preferencji obrzucasz łajnem, albo wychwalasz pod tęcze i jednorożce. Dziś szykuje się mała konfrontacja multi-kulturowego ,,Supernatural'' z ulokowanym głęboko w naszych starych wierzeniach i tradycjach ,,Żniwiarza'', bo jeżeli w recenzji, ktoś wychwala autorkę, jako Erica Kripkego w spódnicy to niema bata, żebym się o tym nie przekonała na własnej skórze.    


Magda jest zwykłą 20-latką z niezwykłą rodziną. Feliks, jej wuj, jest żniwiarzem, czyli najprościej mówiąc widzi nawich (stworzenia nadprzyrodzone) i nigdy nie umiera  - przynajmniej nie na długo. Magda w całym tym świecie jest raczej gdzieś pośrodku - tak jak Feliks widzi nawich, ale jednocześnie nie jest żniwiarzem, co znacznie utrudnia eskapady na pobliskie cmentarze w poszukiwaniu przygód, choć dziewczyna nie ukrywa, że łapanie potworów nieustannie ją pociąga.  

Tak właśnie można by było streścić fabułę i powiem wam, że na początku uważałam, że może wyjść z tego coś w rodzaju urban fantasy tyle, że w wersji mniej urban a bardziej rural. Nie przewidziałam jednego - wątku miłosnego. Bohaterów co prawda mamy dwóch, jednak trzecioosobowa narracja znacznie bardziej skupia się na Magdzie, która poznaje nowego mieszkańca miasteczka, Mateusza. Teoretycznie niby autorka łączy jakoś te dwa przeplatające się naprzemiennie wątki, czyli potwory i miłostki, lecz ostatecznie ja, jako odbiorca, miałam wrażenie, że zabiera mi się czas, który mogłabym poświęcić między innymi na poznawanie innych starych obrzędów czy stworzeń. Jest to o tyle irytujące, że Czwarta strona reklamowała książkę właśnie demonologią słowiańską oraz ludową, a w ostatecznym rozliczeniu jest jej tam jak na lekarstwo.  


Jeżeli już mówimy o świecie przedstawionym w ,,Żniwiarzu''  to należy otwarcie powiedzieć, że jest bardzo prosty, gdyż już na samym początku klarownie podaje nam się reguły rządzące tamtejszym światem - istnieje sfera ludzka (dokładnie taka sama jak w naszym świecie), lecz tuż obok egzystują duchy i monstra, o jakim nawet baśniarzom się nie śniło. Kiedyś przy złych smokach  zawsze stali rycerze, aktualnie obok potworów czuwają tytułowi żniwiarze, którzy są kimś pomiędzy łowcami z ,,Supernatural'' a doktorami w ,,Doktorze Who''. Żniwiarze pomagają zwykłym obywatelom, kiedy coś złego się dzieję; czasami są wzywani przez starców, którzy jeszcze zachowali pamięć o złych stworach, a czasami śledzą nekrologii w gazetach, aby na ich podstawie przypuszczać, gdzie prawdopodobnie pojawią się upiory. Żniwiarze rzadko spotykają się ze sobą - są po prostu zwykłymi bytami, które robią, co do nich należy, lecz nie zrzeszają się, w żadne organizację. Co łączy ich z sławnym, brytyjskim doktorem? Przede wszystkim to, że śmierć żniwiarza nie jest trwała. Żniwiarze po śmierci znajdują nowe, opuszczone już ciało - zachowują wspomnienia zmarłej osoby, a nawet zyskują jej charakterystyczne zachowania czy lęki, więc za każdym razem stają się nieco inną osobą. 

Ta prosta konstrukcja świata nie jest kwestią całkowicie przekreślającą książkę, aczkolwiek gdyby ten świat miał już od początku jakiś zarys intrygi, jakieś kwestię nie do końca wszystkim znane byłabym o wiele bardziej zaintrygowana. Poza tym prostota całego tła słowiańskiego objawia się w bestiach. Feliks wybiera się na kilka wypraw, jednak cały czas łapie te same potwory. Więc tych stworów jest... pięć? Może dziesięć. Poroniec, bezkost, diabelski pies, demon, potępieńce, bezcieniści, upiory i właściwie to byłoby już wszystko. Rzadko też dostajemy czynniki, które złożyły się na powstanie i rozwój czegoś. Nie wiem czy bezcieniści (jeśli tak w ogóle się nazywają, bo mogłam przekręcić nazwę) rodzą się niemowami czy to jakaś kara. W większości przypadków nie mam też pojęcia, czy potwory są tu kimś, kto się taki rodzi, czy może kiedyś byli to normalni ludzie. 


Najbardziej przeszkadzał mi jednak brak dynamizmu pomiędzy postaciami. Porównując zachowanie bohaterów z pierwszych stron a ostatnich, mogłabym spokojnie osądzić, że są tacy sami. Magda i Feliks mają cały czas mniej-więcej te same stosunki emocjonalne - on się martwi, chce ją chronić (co jest zarysowane dość sztywno), ona należy raczej do typu, który się obraża i, i tak zrobi po swojemu. Moja sroga ocena płynie głównie z tego, że cały czas widziałam ,,Żniwiarza'' jako serial - miało to swoje plusy, ale także minusy, bo widząc ogromny potencjał, jaki płynie z kwestii rodzinnych między bohaterami, nie mogłam nie zauważyć, jak autorka spaprała sprawę całej dramaturgii, bo nawet jeśli gdzieś w oddali grasuje morderca (a my o tym doskonale wiemy) to bohaterowie są nam tak odlegli, że właściwie nie obchodzi nas czy przeżyją. Po prostu biernie obserwujemy dwie strony obstawiając, kto wygra.  


Do zarzutów dopisałabym też dialogi - szczególnie w pierwszej części bywają one mocno nienaturalne, a bohaterowie ,,wybuchają'' w różnych, czasami nieco randomowych momentach.  No i ciekawią mnie dwa aspekty fabularne. Po pierwsze, jest scena, gdzie żniwiarz dostaje nowe ciało, które umarło wskutek wypadku samochodowego. Owy żniwiarz wychodzi z samochodu, po czym próbuje się dostać do swojego środowiska, rodziny... Do tego momentu  jest wszystko w porządku, ale co później? Skoro był wypadek to, ktoś powinien wcześniej czy później zadzwonić po policję i skontaktować się z właścicielką samochodu, a rodzina powinna jej szukać, co w dobie kamer nie jest znowu aż tak trudne. I nie mówię tu tylko o tym jednym przypadku, ale także o wszystkich innych wcieleniach żniwiarzy, które tutaj nie były opisane. Jak to możliwe, że nikt nigdy nie zauważył, że zginął mu (na przykład) brat? To mnie mocno ciekawi. Podobnie zresztą mam z ulicznym monitoringiem zwanym staruszkami. Społeczeństwo w ,,Żniwiarzu'' dzieli się na dwie części - starcy wierzący w słowiańskie stwory i młodzi, którzy z niczego nie zdają sobie sprawy. Zadziwiające jest to, że przez całą książkę nie ma żadnego niedowiarka, żadnych problemów związanych z niewiarą w potwory. Wszystko szło Feliksowi zbyt gładko.

Z recenzji wynika jakby czytanie tej książki było drogą przez mękę, ale nie było tak źle. Lekturę czytało się błyskawicznie (głównie przez mnóstwo dialogów), fabularnie również było w porządku i choć minusów jest sporo to widzę dużą szansę na poprawę w kolejnych tomach.


Po przeczytaniu książki uznałam, że nie jest najgorsza, ale do najlepszych również nie należy, jednak im więcej czasu upływa od jej przeczytania tym znajduje więcej minusów. Przeczuwam, że drugi tom może być o wiele lepszy, jednak czy się za niego zabiorę? Niewykluczone, ale raczej nie prędko.

Wskazówki wydedukowane z myślą o łowcach potworów.
Tytuł: ,,Żniwiarz. Pusta noc''
Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 432 stron


6

wtorek, 9 stycznia 2018

Serialowe zapowiedzi / styczeń 2018

Nie pamiętam, kiedy ostatnio mieliśmy tak dobry miesiąc, pod względem premier serialowych.
Przed wami 30 różnych tytułów, debiutujących w styczniu.

,,Korona królów'' 1 stycznia (TVP 1)
,,Serial „Korona królów”, którego akcja rozpoczyna się w 1325 roku, opowiada o kulisach władzy oraz kreśli losy jednego z najwybitniejszych władców w dziejach Polski. Mówi o wyzwaniach, którym musiał sprostać młody król, o jego sukcesach i słabościach. W tym - o jego kobietach walczących o serce Kazimierza i koronę królowej.   

Perypetie bohaterów są okazją do pokazania średniowiecza, które wbrew obiegowym poglądom nie było wcale mroczne i zacofane. Wawel był miejscem spotkań ludzi różnych kultur i rycerzy wielu narodów, a panowanie Kazimierza było początkiem budowania siły Polski i przekształcania słabego, rozbitego kraju w jedną z europejskich potęg, w silne i nowoczesne, jak na owe czasy, państwo.'' - opis z oficjalnej strony serialu

Odcinki trwają po 30 minut i (z tego co wiadomo) na dzień dzisiejszy nakręcono ok. 80 epizodów, które będą emitowane od poniedziałku do czwartku na TVP 1.




,,McMafia'' 1 stycznia (BBC One)
Alex Godman, syn rosyjskich emigrantów wychowany w Anglii, spędził życie próbując uciec od mafijnej przeszłości. Zbudował własny legalny biznes i znalazł miłość. Niestety mordercza siła rodziny dopada go i zostaje wciągnięty z powrotem w kryminalny świat.

Odcinki trwają po ok. 60 minut , lecz ich ilość nie jest znana.
Zdjęcia podobno powstały w Wielkiej Brytanii oraz Chorwacji.


,,LA To Vegas'' 2 stycznia (FOX)
Akcja serialu rozgrywa się w samolocie z Los Angeles do Las Vegas, latającym tą trasą raz w tygodniu. Charyzmatyczny kapitan Dave Pratman wita na pokładzie samolotu rozmaitych gości, którzy są głównym źródłem komicznych sytuacji.

Serial zawiera 12 odcinków po ok. 25 minut.


,,Derry girls'' 2 stycznia (Channel 4)
Sitcom osadzony we wczesnych latach '90 przedstawiający historię 16-latki. Jej relacje z przyjaciółmi, rodzicami, osobiste sukcesy i tragedie oraz to jak radzi sobie w ciężkim okresie dojrzewania i buntu.

Serial ma mieć 6 odcinków po ok. 25 minut.


,,girlfriends'' 3 stycznia (ITV)
Dla długoletnich przyjaciół Lindy, Sue i Gail lata mijają, a ich życie wydaje się bardziej skomplikowane niż kiedykolwiek. Kiedy mąż Lindy, Micky, znika z statku wycieczkowego w rocznicę ślubu, Linda po raz pierwszy od prawie 30 lat znajduje się sama. Owdowiała i samotna zwraca się do swoich dawnych przyjaciółek, Gail i Sue o wsparcie, ale obie mają też własne problemy.

Zaplanowane jest 6 odcinków po 60 minut.


,,9-1-1'' 3 stycznia (FOX)
9-1-1 to procedural od Ryana Murphy'ego, który skupia się na osobach wkraczających do akcji jako pierwsze, kiedy ktoś zadzwoni na telefon alarmowy. Murphy chcę pokazać widzowi pracę policjantów, strażaków, ratowników medycznych, a także osób odbierających telefon 911. 

Liczba odcinków nie jest znana, lecz wszystkie epizody mają trwać po ok. 45 minut.


,,Grown-ish'' 3 stycznia (Freeform)
Spin-offy i sequele rządziły w 2017 i widać, że nadal będą popularne, bowiem ,,grown-ish'' skupia się na najstarszej córce Johnsonów. Zoey dostaje się do college'u i szybko odkrywa, że po opuszczeniu rodzinnego gniazdka nie wszystko będzie układało się po jej myśli.

Serial ma 9 odcinków, każdy po ok. 25 minut.



,,Laff Mobb's Laft Tracks'' 3 stycznia (truTV)
Serial zbiera nowe pokolenie komików, którzy opowiadają historie ze swojego życia.

Będzie 12 odcinków po ok. 25 minut.


,,Den Döende detektiven''  3 stycznia (STV)
Emerytowany i ciężko chory detektyw Lars Martin Johansson postanawia doprowadzić do końca śledztwo w starej sprawie. 25 lat wcześniej 9-letnia Yasmine została zgwałcona i zamordowana, a sprawcy nigdy nie złapano. Po ponad ćwierć wieku na jaw wychodzą nowe dowody w sprawie.

Będą 3 odcinki po 60 minut.

,,Rotten'' 5 stycznia (Netflix)
Dokumentalny serial od Netflixa ma odkryć nieprzyjemne sekrety branży gastronomicznej i ujawnić tajniki wpływające na to, co jemy.

Odcinków jest 6, każdy po ok. 45 minut.



,,The End of the F***ing World'' 5 stycznia (Netflix i Channel 4)
Jamesa to 17-letni chłopak, uważający się za psychopatę. Może mieć ku temu niezłe powody, skoro jego życiową ambicją jest znalezienie kogoś odpowiedniego do zabicia. Jego plany nieco się komplikują, gdy wybrana przez niego ofiara, czyli zbuntowana nastolatka Alyssa, okazują się równie albo nawet bardziej pokręcona od niego?

Adaptacja komiksu Charlesa S. Forsmana, nie wygląda na typowy serial, w którym chłopak poznaje dziewczynę. Tutaj nic nie wygląda na typowe.


,,Devilman Crybaby'' 5 stycznia (Netflix)
Anime ma się dziać w świecie opanowanym przez chaos i demony. Wrażliwy chłopiec demon zostaje wplątany przez swojego tajemniczego przyjaciela Ryo w brutalną i nikczemną wojnę ze złem.


,,Hard Sun'' 6 stycznia (BBC)
Akcja serialu rozgrywa się we współczesnym Londynie, na pięć lat przed apokalipsą, której - wszystko na to wskazuje - nie da się uniknąć.  Para detektywów, ściga się z czasem, jednocześnie wykonując swoje codzienne obowiązki, by walczyć o prawo i bezpieczeństwo swoich bliskich w świecie pogrążającym się w upadku.

Serial ma mieć 6 odcinków.



,,The Chi'' 7 stycznia (Showtime)
Bohaterami będą dorastające w South Side dzieci, szukające miłości nastolatki i dorośli zmagający się z codziennymi problemami, a także panującą na ulicach korupcją i przemocą.

Serial będzie miał 10 odcinków po ok. 45 minut.



,,Alone Together'' 10 stycznia (Freeform)
Bohaterami jest dwójka outsiderów i platonicznych przyjaciół, którzy żyją w próżnym i mającym obsesję na punkcie statusu społecznego Los Angeles. Tych dwoje świetnie się ze sobą dogaduje i zrobi wszystko dla siebie nawzajem, ale z drugiej strony obojgu brakuje jakichkolwiek innych znajomych.

Serial utrzymany jest w tonie komedii, a odcinki mają mieć po 30 minut.



,,Hot Streets'' 14 stycznia (Adult Swim)
Agent FBI bada zjawiska nadprzyrodzone z pomocą swojej siostrzenicy i jej tchórzliwego psa.

Animowany serial ma mieć 10 odcinków po ok. 10 minut.



,,Black Lightning'' 16 stycznia (CW)
CW po raz kolejny chcę wziąć się za tematykę super-bohaterską, jednak tym razem będzie to nieco przyziemniejsza historia. Jefferson Pierce to ojciec dwóch córek i lokalny bohater. Jako dyrektor szkoły średniej pomaga też młodzieży Nowego Orleanu. Pierce zmaga się również z sekretem – dziewięć lat temu był bohaterem innego rodzaju. Obdarzony mocą kontrolowania elektryczności pomagał w rodzinnym mieście utrzymywać ład i porządek, dbał o bezpieczeństwo mieszkańców. Jednak z uwagi na rodzinę porzucił kostium. Jak to jednak zwykle bywa, okoliczności zmuszą go do powrotu. Gdy jego córka wplącze się w aferę z lokalnym gangiem, Jefferson odkurzy kostium i ponownie wyjdzie na ulicę, by zaprowadzić na niej porządek. 

Serial ma mieć 13 odcinków po 45 minut.



,,The Paynes'' 16 stycznia (OWN)
Szykuje się kolejny spin-off. Tym razem serial będzie opowiadał o dwójce emerytów starającej się cieszyć odpoczynkiem i wolnymi chwilami na Florydzie. ,,The Paynes'' jest komedią i jednocześnie spin-offem „House of Payne”.

Odcinki mają trwać po ok. 25 minut.



,,Corporate'' 17 stycznia (Comedy Central)
Ciemne i ostre spojrzenie na życie menedżera niższego stopnia w trakcie szkolenia. Matt i Jake, pracujący w przeciętnej, bezdusznej korporacji, skazani są na łaskę dyrektora generalnego. Ich jedynym sprzymierzeńcem jest Grace z kadr.

Jak na komedię przystało odcinki mają trwać po ok. 25 minut.



,,Britannia'' 18 stycznia (Amazona i Sky Atlantic)

Fabuła serialu rozgrywa się w 43 roku naszej ery i skupia się na rzymskiej armii, która powraca do Brytanii, by zmiażdżyć serce Celtów. A nimi dowodzą wojowniczka oraz potężni druidzi, którzy potrafią wykorzystać magię do swoich celów.

Serial ma mieć 9 odcinków po ok. 60 minut.


,,Counterpart'' 21 stycznia (Starz)
Fabuła serialu skupia się na Howardzie Silku, przeciętnym pracowniku biurokratycznej machiny w berlińskim oddziale ONZ. Pewnego dnia, tuż przed przejściem na emeryturę, mężczyzna dowiaduje się, że organizacja skrywa wielką tajemnicę – sekretne przejście do alternatywnego wymiaru.

Serial ma mieć 10 odcinków po 60 minut.


,,The Resident'' 21 stycznia (FOX)
Pisałam o tym serialu już przy okazji postu ,,5 serialowych premier, na które czekam''. Bohaterem serialu jest Devon Pravesh - młody, pełen ideałów lekarz, który rozpoczyna pracę pod okiem genialnego i zuchwałego przełożonego Conrada Hawkinsa. Wszystko byłoby by wspaniale, gdyby nie fakt, że Hawkins momentami z szanowanego lekarza zamienia się w szalonego psychopatę.

Serial ma mieć 10 odcinków po ok. 45 minut.


,,The Alienist'' 22 stycznia (TNT)
Ten serial to kolejny tytuł, o którym już pisałam. O czym jednak jest?

Po serii makabrycznych i niedających spokoju morderstw, na chłopcach pracujących jako męskie prostytutki, psychiatra Laszlo Kreizler, dziennikarz John Moore i komendant policji Theodore Roosevelt pracują razem, stosując kształtujące się dziedziny psychologii i wczesnych technik badania zbrodni, aby wytropić jednego z pierwszych seryjnych morderców Nowego Jorku. Serial oparty jest na bestsellerowej książce Caleba Carra o tym samym tytule, a wszystkie znaki na niebie i ziemie wskazują, że możemy się spodziewać klimatycznego thrillera psychologicznego z szybką akcją, umiejscowioną pod koniec XIX wieku w Nowym Jorku.

Odcinków będzie 8, wszystkie po ok. 45 minut.


,,Mosaic'' 22 stycznia (HBO i HBO Go)

Olivia Lake to miejscowa celebrytka. Sławę w rodzinnym górskim kurorcie zdobyła dzięki literackiemu sukcesowi jej książek dla dzieci. 

Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom fanów i na przekór standardowym metodom narracji, Steven Soderbergh i HBO postanowili stworzyć serial, który umożliwi widzom... wziąć udział w akcji serialu z perspektywy insidera. Innowacyjna aplikacji, pozwalająca widzowi podjąć decyzję, jakie wątki chce oglądać, w jakim kierunku chce pójść i jakie w związku z tym zobaczy zakończenie jest prawdziwą nowością, jednak teraz, w styczniu, zobaczymy ,,zwykłą'' wersję serialu.

Będzie 6 odcinków po 60 minut.



,,Murder is forever'' 22 stycznia (ID)
Sześcioodcinkowa antologia autorstwa Jamesa Pettersona przedstawiająca kulisy zbrodni wyrwanych z pierwszych stron amerykańskich gazet.

,,Let’s Get Physical'' 24 stycznia (Pop)
Joe Force niechętnie wchodzi do branży fitness po śmierci ojca, celebryty aerobiku.

Epizody komedii mają trwać po ok. 30 minut.

,,Waco'' 24 stycznia (Paramount)
Miniserial opowiadający historię polowania na Davida Koresha, przywódcę apokaliptycznej sekty zwanej Gałęzią Dawidową. Polowania, które zakończyło się trwającym 51 dni oblężeniem Koresha i jego wyznawców na farmie w teksańskim Waco i tragiczną w skutkach bitwą z agentami FBI i ATF, której okoliczności do dziś budzą kontrowersje.

Produkcja będzie oparta na biografiach Davida Thibodeau, członka Gałęzi Dawidowej, który wyszedł cało ze strzelaniny oraz Gary'ego Noesnera, negocjatora z ramienia FBI.

Serial ma mieć 6 odcinków po 45 minut każdy.


,,Dirty Money'' 26 stycznia (Netflix)
Netflix nie próżnuje i oferuje kolejny materiał dokumentalny. Tym razem serial będzie ujawniał szokujące rezultaty korupcji i chciwości panującej w wielkich korporacjach, w tym trefne samochody i szaleńczo zawyżone ceny leków.

,,Step Up: High Water'' 31 stycznia (YouTube Red)
Kiedy bliźniaczki Tal i Janelle przenoszą się z Ohio do Atlanty, by uczyć się w słynnym High Water, znajdują się w miejscu, w którym każdy ruch jest testem. Gdy próbują poruszać się po swoim nowym świecie - i na parkiecie - odkryją, jak głęboko są gotowe kopać, aby zrealizować swoje marzenia i wykorzystać ich moment.

Każdy odcinek ma trwać ok. 10 minut.


,,Botoks'' 31 stycznia (Showmax)
,,Botoks'' był z pewnością najgłośniejszą premierą filmową 2017 roku. Na fali tej popularności Patryk Vega zdecydował się wypuścić również serial, mający być kontynuacją historii przedstawionej w filmie.

Serial ma mieć 6 odcinków.



Powiem wam, że na dobrą sprawę obejrzałabym połowę tych wszystkich propozycji, ale doba ma jedynie 24 godziny, więc moimi faworytami są: ,,The Alienist'' oraz ,,The Resident''. Nad resztą jeszcze poważnie się zastanowię. 
5
Template by Elmo