Ostatnio coraz głośniejsze są sprawy nadużyć aktorów, reżyserów czy operatorów wobec innych, często mniej znanych pracowników. Przez bardzo długi czas nie chciałam się odnosić do tego tematu, bo co mogę powiedzieć? Że to złe? Niemoralne? Każdy z nas o tym wie, jednak w całej tej dyskusji pojawia się jeden - szczególnie ważny przez tematykę tego bloga - aspekt, o którym nie zawsze się mówi, mianowicie, co z dorobkiem takich ludzi? Czy to, że Spacey uznany jest za pedofila oznacza, że powinniśmy pozbawić go wszystkich nagród, które zgarnął (w tym Oscarów)? Czy nagle wszyscy powinni przestać oglądać filmy i seriale z tym aktorem, a każdy reżyser powinien splunąć mu w twarz? Dalej można mówić, że to dobry aktor, czy już może nie wypada?
O co tak naprawdę chodzi?
Jeżeli, ktoś sprawy nie zna, nic nie kojarzy i nie wie, o czym mowa to ten akapit jest właśnie dla niego. Jakiś miesiąc temu „New York Times'' opublikował artykuł, w którym ujawnił rzecz w Hollywood doskonale znaną - Harvey Weinstein (znany producent filmowy) od ponad 30 lat molestuje młode kobiety. Sprawa nabrała takiego rozgłosu, że ostatecznie Weinstein został zwolniony przez własną firmę (Weinstein Company) i naraził się na społeczny ostracyzm, a kobiety widząc konsekwencję, które spotkały Harveya zaczęły głośno mówić o podobnych zachowaniach wśród innych mężczyzn w branży filmowej.
Czy ktoś już wcześniej o tym wspominał?
Cała masa pytań i niezbyt wiele odpowiedzi, bo temat molestowań to temat niezwykle drażliwy. Z jednej strony szkoda nam poszkodowanych, z drugiej są i tacy, co w oskarżenia powątpiewają, no bo przecież ,,jak to dopiero im się przypomniało?". Prawda jest jednak taka, że to nie ofiarom nagle się przypomniało, ale nagle można o tym głośno mówić, albo - co gorsza - nagle zaczęliśmy słuchać. Jeżeli ktoś przyjrzy się kilku sprawom nadużyć i pogrzebie trochę na forach, to bardzo szybko okaże się, że wzmianki o Ratnerze czy Louisie C.K już się pojawiały - już na nich narzekano. Tyle, że wtedy nikt się tym nie przejmował. Teraz sytuacja się zmieniła. W dobrym guście jest potępiać wszystkich, którzy dopuszczają się seksizmu i jeśli, komuś naprawdę zależy na pewnikach a nie pomówieniach, to natychmiastowo zobaczy, że to nie żadna nowa-prawda tylko znany fakt, bo nawet sami aktorzy przyznają, iż molestowanie to była jedna z tych tajemnic, która tajemnicą już dawno przestała być, ale jako że wszyscy wiemy, że tak nie wypada, to lepiej nie mówmy o tym głośno, bo może, jeśli nie będziemy o tym mówić, to będziemy potrafili udawać, że żadnej bolączki nigdy nie było.
Zauważcie zresztą, że mało który mężczyzna (bo póki co, tylko mężczyźni są oskarżani) zaprzecza spekulacją, jakoby dopuszczał się działań niepożądanych czy społecznie nieakceptowalnych - jedni odpowiadają portfelami, drudzy piszą przeprosiny, trzeci proszą prawników o odpowiednie przemówienia, a czwarci ostentacyjnie milczą, bo być może nie wiedzą jak się zachować. Jak widać te zachowania są różne, po Louisa C.K. (komika), który wprost przyznaje się do występków i schodzi dobrowolnie ze sceny publicznej, kończąc jednocześnie swą karierę (choć pewnie gdyby nawet tego nie chciał, to i tak ta sytuacja zakończyłaby się śmiercią kliniczną jego renomy i popularności), aż po Kevina Spaceya, który rzuca w ludzi oświadczeniem, wyglądającym (w lekkim uproszczeniu) tak:
,,Nic nie pamiętam, bo mogłem być pijany. Jest mi bardzo przykro, a tak w ogóle to - hej! - jestem gejem''.
Tak jak każdy fan mógłby zrozumieć, że aktor nie pamięta wydarzenia sprzed 30 lat, tak chyba nikt nie widzi sensu w robieniu coming outu w takim momencie.... No dobra, sens jest, bo teraz część mediów zamiast mówić o oskarżeniach seksualnych, zajęła się orientacją Spaceya, ale jeżeli popatrzymy na to, tak z czysto ludzkiego punktu widzenia, to nie ma w tym ni grama mądrości. Właściwie to aktor takim oświadczeniem jedynie rozwścieczył środowiska LGBTQ+. Dlaczego? Bo w Ameryce od dawien dawna funkcjonują ruchy silnie homofobiczne, które uważają, że jak ktoś gej, to pewnie też pedofil, nekrofil, zoofil i inny -fil. Kevin takim komunikatem w mediach nie dość, że dał pożywkę prasie, to jeszcze podał naładowaną broń wszelkim grupą homofobicznym, które z pewnością skorzystają z zaproszenia i wycelują pocisk w odpowiednią stronę.
Ważne jednak w tym wszystkim jest to, że mało który pan całkowicie zaprzecza oskarżeniom. Do tej pory spotkałam się z nielicznymi przypadkami, do których należy m.in. George Takei jednogłośnie twierdzący, że nie widzi podstaw w swoim zachowaniu, aby zostać oskarżonym o tak podły czyn. Jest to jednak kropla w morzu, bo cała większość - powiedzmy to wprost - przestępców, wyraźnie nie protestuje.
Dlaczego akurat teraz?
Sprawa jest prosta. Teraz można. Teraz ludzie słuchają. Teraz nikt nie ucisza. Według wielu źródeł, przynajmniej raz do roku jakiś dziennikarz starał się opublikować obszerny artykuł o Weinsteinie - problem w tym, że nigdy to się nikomu nie udało. Weinstein był kolosem na rynku filmowym, a kto chciałby walczyć z wiatrakami? Nikt. Więc jedni trzymali się na uboczu by zachować posady, a inni wydawcy byli sprzymierzeni z oprawcą. W taki sposób żaden z materiałów nigdy nie ujrzał światła dziennego. Teraz, po latach, łatwiej przedostać się z takimi wiadomościami do świata - nie dlatego, że ludziom zmiękło serce. Po prostu Weinstein przestał być tak potężny, a inne gwiazdy zaczęły mówić. Wzrosła więc siła przebicia.
Kogo to dotyka?
Problem dotyczy całego rynku filmowego i serialowego - można śmieszkować, że niedługo nie będzie w Hollywood żadnych aktorów, bo wszyscy będą oskarżeni o molestowanie, ale jest to poważny problem o ogromnej skale, bo wśród oskarżonych pojawili się m.in. John Lasseter (współzałożyciel studia Pixar, szef Walt Disney Animation Studios i DisneyToon Studios), Oliver Stone (znany reżyser, producent i scenarzysta, odpowiedzialny m.in. za ,,Wall Street: Pieniądz nie śpi'' czy ,,Urodzenia mordercy''), Murray Miller (scenarzysta ,,Girls''), Jeffrey Tambor (grający choćby w ,,Kac Vegas''), Tom Sizemore (,,Urodzeni Mordercy'') czy Eddie Berganza (wydawca DC), a to i tak tylko kilka, najważniejszych albo właściwie najgłośniejszych nazwisk.
Co to znaczy dla zwykłego odbiorcy kultury?
Szykujcie się na szybko upadające kariery i wątki serialowe sklejone naprędce, bo ,,ten aktor już z nami nie pracuje''. Znakomita ilustracją zjawiska jest (ponownie) Spencey - aktor znakomity i nagradzany, ale kiedy tylko zaczęto go kojarzyć, z tym wielkim smrodem to wszyscy zaczęli go omijać - Netflix wywala go z serialu, który niegdyś sygnowano jego imieniem, by uniknąć strat wizerunkowych, a film Ridleya Scotta, gdzie Kevin miał grać pierwsze skrzypce zostaje poszatkowany i tak naprawdę nakręcony od nowa; wszystko, żeby nikt nie kojarzył twórcy, jako kogoś konszachtującego z diabłem. Co się więc zmieni dla nas, wielbicieli? Sporo, bo jeżeli którykolwiek aktor grający w znanym, przez nas, serialu zostanie oskarżony o gwałt czy naruszenie przestrzeni kogokolwiek, zapewne szybko opuści plan zdjęciowy. Sytuacja jest trochę łatwiejsza, kiedy chodzi o producentów, reżyserów tudzież scenarzystów czy operatorów. Wtedy łatwo zrobić podmiankę, bez widocznych na pierwszy rzut oka skutków ubocznych. Przeciętny widz może zobaczy także dziwne akcję marketingowe czy zapowiedzi; taka sytuacja zaistniała ostatnim na TVN-ie, kiedy zapowiedzi filmu ,,Szefowie wrogowie'' towarzyszyły czarne paski na oczach Spanceya i podpis ,,Kevin S.''. Sprawa dla jednych komiczna i zrobiona z mrugnięciem oka, dla drugim karygodna i zakrywająca pod incydent, nadający się na postępowanie prawne. Reasumując, powalą się kariery i niejeden raz skrzywimy miny na widok naszego ulubionego odtwórcy ról, oskarżonego o haniebne czyny.
Czy oskarżenia mają jakieś przełożenie na cokolwiek?
W wszelakich dyskusjach na temat zaistniałego problemu można zobaczyć, jak wiele osób burzy się, że opinia publiczna miesza z błotem aktorów, a potem zostawia to bez prawnych konsekwencji. Otóż nie do końca. Prawda wygląda tak, że policja toczy postępowanie przeciw kilku osobom, m.in. przeciwko Spaceyowi, co pewnie zakończy się procesem. Naturalnie, nie wszystkie przypadki są takie same i nie wszyscy pozwani trafią do sądu, aczkolwiek widać, iż policja nie stoi bezczynnie, a w całym tym sporze nie chodzi o mediany rozgłos czy reklamę (o co wielu ludzi podejrzewało choćby Kevina) tylko o sprawiedliwość.
Powinniśmy zmienić podejście?
Ostatni problem to wielkie pytanie, na które każdy odpowie inaczej, czyli czy momentalnie powinniśmy przestać dawać nagrody aktorom - upraszczając - złym? Czy życie prywatne może rzutować na karierę zawodową? Jak to rozróżnić? Przestać ogląda ,,House of Cards'' (serial, w którym gra Spancey)? Tutaj kwestia jest trudna. Z jednej strony wszyscy wiemy, że to, co zarzuca się Kevinowi jest złe, niemoralne i zwyczajnie niepoprawne. Prawda jest taka, że gdyby zrobił to nasz sąsiad to prawdopodobnie nazwalibyśmy go ,,chorym p^#$*@m'' i domagali się resocjalizacji z dala od społeczeństwa. Jeśli jednak widzimy aktora, który nie zagraża nam bezpośrednio to zachowania są różne. Niby wiemy, że to złe, ale jednak ,,może mogliby pozwolić Kevinowi dokończyć serial''?
Jeżeli chcemy odpowiedzieć sobie na ten problem to trzeba dotrzeć trochę do sposobu postrzegania aktora, do tego kim aktor jest i jaką role sprawuje w życiu publicznym. Aktualnie aktorzy są ludźmi (nie żeby kiedyś byli kosmitami), jednak cały czas jakoś wyznaczają nam tendencję, otwierają pewne drogi myślowe, są tacy jak my, ale jednak nie do końca, aczkolwiek nie można zaprzeczyć, że aktor to zawód społeczny. To jak z szkołą, gdyby nie byłoby dzieci to nie byłoby nauczycieli i analogicznie, gdyby nie było ludzi pragnących, odbierać kulturę to jednocześnie, nie byłoby także aktorów, którzy tę kulturę mogliby publice wpajać. Dlaczego więc mamy pozwalać, by w środowisku, które oglądamy szerzyła się obłuda, zasada ,,większy ma władzę'' i zachowania po prostu niecywilizowane? Jeśli nie chcemy widzieć tego w swoich domach, to po co dawać władzę osobom, które pewne zachowania przenoszą do naszego życia? Można nie wierzyć, ale czytałam kiedyś o tym, jak tytoniowi giganci przez wiele lat sponsorowali hollywoodzkie filmy, po to, aby "ocieplić" wizerunek papierosów. Pewien znający się na rzeczy człowiek (Glantz) mówił:
,,Przemysł tytoniowy zrozumiał wagę umieszczania w filmach papierosów i zachęcania za ich pomocą do palenia''.
Co ważniejsze, taki proceder powszechny był jeszcze w latach -90, a sam koncern ,,Philip Morris" (jedna z amerykańskich firm tytoniowych) w latach 1978-1988 umieścił swe produkty w co najmniej 191 filmach! Papierosy ''ocieplano'', choćby w takich filmach jak ,,Wall Street", ,,Szklana pułapka", czy ,,Krokodyl Dundee". Według Gantza, producenci kinowi byli sowicie nagradzani za promowanie papierosów, tracili natomiast dodatkowe zyski, gdy palenie nie było ukazane w pozytywnym świetle. Skoro ludzie potrafili zapomnieć o raku płuc, przez kilka ładnych klisz to czy podobne zjawisko nie zajdzie w sprawie uprzedmiotowień kobiet? Niektórzy pewnie zarzucą, że co innego to promowanie produktu, a czym innym jest propagowanie pewnych zachowań. Na ten argument również mam kilka przykładów:
- W Ameryce, pewien nastolatek kilkukrotnie obejrzał ,,Urodzonych morderców", po czym zastrzelił z karabinu macochę i jej córkę. Porzuciwszy miejsce zbrodni, udał się do kolegi i wszystko mu opowiedział (słuchając przy okazji muzyki z ,,Urodzonych morderców"). Kolega zabójcy relacjonuje, iż sam sprawca:
Był rozczarowany, że jego macocha i przyrodnia siostra umierały inaczej niż na filmie.
- W wakacje b.r. mówiono o psach oddawanych masowo do schronisk i nie było by w tym nic dziwnego (w końcu wakacje to zawsze czas, gdy najwięcej zwierząt trafia do przytułków), gdyby nie fakt, że wszystkie te psy zostały wcześniej zakupione przez wiernych fanów ,,Gry o tron", którzy chcieli mieć swojego własnego wilkora, a że takowe nie istnieją to bardzo często padało na psiaki rasy husky lub inne czworonogi zbliżone wyglądem do wilkorów. Jest to o tyle ciekawe zjawisko (choć jednocześnie i przerażające), że ,,Gra o tron" to nie serial dla dzieci (bo właśnie maluchów podejrzewa się o takie zachowania najczęściej) tylko pełnokrwista produkcja dla dorosłych. Przez skrajną głupotę ludzką w klatkach i kojcach wylądowały Tyriony, Jony i Daeneryse.
- Na końcu nasze rodzime podwórko. Jakieś dwa miesiące temu w wydarzeniach mówiono o osobliwej współpracy obywatela i policji:
|
Jak się okazało jest to fake news, ale i tak zostawiam, bo może komuś poprawi humor wyobrażenie Batmana na dachu samochodu policyjnego. |
Wniosek nasuwa się jeden - nie pozwalajmy na zarobek ludziom, którzy za cenę naszych biletów do kina, będą później krzywdzić innych. Co jednak z oglądaniem takich dzieł? Chodzi mi stricte o sytuacje, gdy pewna produkcja jest już wiekowa, ale nagle okazuje się, że grający w niej aktor jest oskarżony o molestowanie (może nawet o napaść seksualną na planie, tego właśnie, filmu). Co wówczas? Tutaj każdy musi posłuchać własnego kompasu moralnego. Wiem, że są tacy, dla których oglądanie serialu z przestępcą bywa niesmaczne i to jest okey, ale jestem też zdania, że okey bywa oglądanie ulubionego tworu, mimo iż ktoś w jego obsadzie zachowuje się nie tak jak powinien. Ważne jest to by pamiętać o tym, że ten aktor czy aktorka nie są krystaliczni, nie dawać społecznego przyzwolenia na tego typu zachowanie, aczkolwiek nie popadajmy też w paranoje i nie skreślajmy z listy ulubionych rzeczy, tytułów tylko dlatego, że zaczęła się publiczna nagonka i nie wypada mówić, że coś z danym człowiekiem nam się podoba. To, że zachowanie jednego człowieka jest godne potępienie nie znaczy, że cały film jest do kitu.