Są książki, których premierę
przechodzimy na blogosferze z niemałym szumem. Właśnie taką pozycją było ,,Jak
powietrze'' debiutujące w ubiegłym roku pod wspaniałym (lecz nieprawdziwym) hasłem marketingowym, które zdawało się krzyczeć z każdego zakątka internetu
o pierwszej polskiej powieści New Adult. Okropne z tego
kłamstwo, jednak reklama skutek przyniosła. Szkoda tylko, że jaskrawe grafiki
nie odwzorowują treści.
Pierwsze strony tej książki
zdawały się idealnie pasować do programu Pawła Opydo, czyli może wam znanych
,,Złych książek''. Wszystko rozpoczyna się od krótkiego monologu spóźnionej
Oliwii, która jak gdyby nigdy nic, aby pokazać swą
frustrację wali głową w kierownicę, po czym obwinia własnego chłopaka o to, że
chciał z nią pójść do kina. Mój jedyny komentarz to: ,,Naprawdę?''. Po pierwsze
po co jesteś z facetem, który denerwuje cię samym istnieniem, a po drugie
związek raczej polega na spędzaniu wspólnie czasu np. chodząc do kina. Oliwia
ma ogromny problem z swoim chłopakiem (Szymonem), bo traktuje go jak chodzący
przykład czego nie lubi u mężczyzn. Dobrym potwierdzeniem jest choćby biadolenie o
tym, że nowo poznany chłopak nie przejmuje się wyglądem i zaraz wtrącenie o
tym, że z Szymonem jest całkiem inaczej, przez co zachowanie Szymona nabiera
bardzo negatywnego wydźwięku. Poza tym mam alergie na takie bohaterki, które
mają chłopaka i jednocześnie traktują go jak tytułowe powietrze, więc od samego
początku ta postać nie przypadła mi do gustu.
Później ta sama dziewczyna
potrąca Dominika. Nic złego nie ma w tej sytuacji, można nawet powiedzieć, że
jest w niej coś odświeżającego, bo w końcu para nie poznaje się na uczelni,
jednakże jedno mnie całkowicie rozbroiło - absurdalność wydarzenia. Dominik
jakoś tam wstaje, po czym nie wrzeszczy, nie panikuje. Wiecie co robi? Szepcze
do ucha swojego oprawcy. Następnie obydwoje jadą do szpitala, gdzie swoją drogą
pracuje ojciec głównej bohaterki. Okazuje się, że ranny ma złamaną po pachwinę
nogę. Jak nie zorientował się wcześniej? Komu potrzebny jest
lekarz do postawienia diagnozy skoro cała noga jest złamana? Jak wsiadł do samochodu? Im dłużej nad tym myślę tym więcej pytań się
namnaża.
Kolejne
zastrzeżenie to jedna, wielka wtórność. Kojarzycie ten moment w
książkach romantycznych, gdy bohaterów nagle olśniewa, że ładnie wyglądają?
W przypadku ,,Jak powietrze'' Oliwia
nagle zadaje sobie te słynne pytanie: ,,Dlaczego wcześniej nie ujrzałam tych
pięknych tęczówek?'', a później po stokroć razy słuchamy o bursztynowych
oczach, a jak wam się znudzi to przyjdzie Dominik wychwalać zielone oczy. Skoro
jesteśmy już przy postaci męskiej to warto wspomnieć o jego ewidentnym
problemie z emocjonalnością. Czerwieni się na słowo ,,dziewczyna'', drży mu
głos w najmniej spodziewanych sytuacjach... Zachowuje się tak jakby był
przybyszem z obcej planety i jeszcze nie do końca wiedział jakie zachowania są
poprawne, lecz nie tylko on ma ten problem. Oliwia drży na dźwięk własnego
imienia. Na dodatek laska zachowuje się nieco jak agentka FBI, która uważa, że
do odebrania dzieci z przedszkola niezbędny jest uśmiech.
Oprócz
ewidentnych błędów autorka przemyciła kilka stereotypów - jesteś dresiarzem to
najprawdopodobniej masz głowę ogoloną na zero i najlepiej nie podchodzić do
ciebie bez maczety, bo przecież nie wiadomo co strzeli ci do łba. Twórczyni kładzie wyraźny nacisk na problemy
bohaterów - u Oliwii jest to konflikt z ojcem, a u Dominika brak rodziców
oraz opieka młodszym rodzeństwem. Teoretycznie mogłoby to być plusem tej
pozycji, jednak te problemy wręcz
krzyczą do czytelnika ,,Patrz, to jest smutny wątek! Trzeba mu współczuć!''. Nikt
nie zostawia miejsca na jakąkolwiek interpretacje czy tajemniczość. Zamiast
tego robi się namolnie, a wzajemne zauroczenie bohaterów sobą sprawia, że na
jedną stronę przypada akapit akcji, natomiast reszta to rozczulenia pokroju
,,Ale ona jest śliczna''. Te zbyt wielkie akcentowanie - czasami nawet rzeczy
tak nieistotnych jak to, że siostrze Dominika do idealnego uśmiechu brakuje dwójki
i trójki -sprawiają, iż reakcja jest całkowicie odmienna od tej pożądanej. Autorka
wyjątkowo często odwołuje się do tytułu czyli powietrza; podobnego zabiegu
używa choćby Hoover w swoich powieściach. Tyle, że u Colleen jest to bardzo
subtelne i najczęściej zwieńcza całą powieść takim jednym zdaniem nawiązującym
do tytułu w epilogu, u Agaty te powietrze przeplata się cały czas.
Moje
kolejne zastrzeżenie to budowanie napięcia poprzez zazdrośników. Gdy Oliwia
i Dominik pałają do siebie miętą przez rumianek niewiarygodnie wiele osób chcę
im zaszkodzić - wcześniej wspomniany Szymon, przyjaciółka Oliwii, koledzy Szymona
lub Paula (znajoma Dominika). Uważam, że jak na standardy zwykłego życia liczba
tych ludzi zdecydowanie przekracza dozwoloną ilość zazdrośników, dlatego z
każdym kolejnym człowiekiem chcący zburzyć uczucie pomiędzy dwójką głównych bohaterów
nie pojawiają się emocję, a zmęczenie.
Przy
recenzji tego tytułu będzie więcej wad niż zalet, lecz nie mogę powiedzieć, że
tych drugich nie było wcale. W ,,Jak powietrze'' poczciwy tato Oliwii choć nie
gra pierwszych skrzypiec w rozwoju fabuły to jednak wzbudza sympatie, a w
jednym momencie nawet rozczula - opowiadał wówczas o śmierci żony. Ostatni
fragment jest też całkiem przyjazny - ładne, aczkolwiek przewidywalne
zakończenie historii. W dodatku okładka jest naprawdę przyjemna dla oka.
Powiedziałabym, że idealnie wpasowałaby się w estetykę Instagrama, gdzie
królują takie jasne barwy.
Reasumując
można by się było spodziewać, że teraz kategorycznie powiem tej książce nie,
jednak jeśli umiecie na chwilę się wyłączyć, by przymknąć oczy na absurdy i
jesteście jeszcze świeżakami, którzy nie znają każdego możliwego schematu z
wszelakich romansów to ,,Jak powietrze'' może się wam naprawdę spodobać. Dla
mnie to tylko kolejny romans do odznaczenia, który z pewnością nie pozostanie
ze mną na długo.
Podstawowe informacje:
Tytuł: Jak powietrze
Autor: Agata Czykierda-Grabowska
Liczba stron: 479
Data polskiego wydania: 20.07.2016
Wydawnictwo: OMG Books
Tak, tak i jeszcze raz tak. Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś o tej właśnie pozycji. :D
OdpowiedzUsuńJools and her books
Uśmiałam się przy Twojej recenzji ;D ja się nie zabieram za to, bo wiem, że nie podołam tej pozycji. Dla mnie za dużo wad i ostatnio nie mogę przejść obojętnie koło błędów i braku akcji :/
OdpowiedzUsuńBoże Doma jak ja lubię twój styl pisania ��
OdpowiedzUsuńCóż, miałam to na liście chciejek ewentualnych, ale skreślam. Ładna okładka i sympatyczny tatuś to dla mnie za mało... Chociaż nie wiem, czy akcji z wypadkiem nie należy policzyć jako plus - cholernie mnie intryguje jak on do tego auta wlazł xD Mimo wszystko... O, wiem! Z mojej listy to skreśle, a zostawię na liście prezentów od Marcina - jak jakimś sposobem wybierze akurat to, to uznam to za znak i przeczytam xd
Buziak ��
Q.
Otwórz Drzwi do Innego Wymiaru
;)
Może kiedyś sięgnę po tę książkę żeby się przekonać, jak ja ją odbiorę. Na razie jednak specjalnie do niej mnie nie ciągnie :P
OdpowiedzUsuńCzytam twoją recenzję i mam coraz większą ochotę. Na tak absurdalną i "skomplikowaną" książkę miałam ochotę od dłuższego czasu :P
OdpowiedzUsuńTo może być dobry pomysł!
Zaczytanego!
Cóż, mnie się książka podobała, ale jednocześnie rozumiem zarzuty wymienione w Twojej recenzji. :) Wiadomo, każdy ma prawo do swojego zdania. :)
OdpowiedzUsuńTo cieszę się, że nie kupiłam, bo już miałam w koszyku :)
OdpowiedzUsuńA ja się nie zgadzam! Mi się książka niesamowicie podobała! Przeniosła w nieznany, magiczny świat, w którym absurdy nie istnieją ;)
OdpowiedzUsuńNajgorzej, absurdy w książkach to grzech ciężki. Z tą nogą złamaną, szeptaniem...To jest takie straszne, jak na filmach czasem takie rzeczy kręcą też! Na filmie możesz się pośmiać, ale w książce to tragedia. Ja romansów w ogóle nie czytuję, wię odpadam :D
OdpowiedzUsuńPozostawiam na wakacyjne zaczytanie, w wolniejszej chwili chętnie po książkę sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Ta książka miała jakąś reklamę? Chyba coś mnie ominęło. Z drugiej strony, kompletnie nie interesuje mnie gatunek young adult, a więc nic dziwnego, że nie kojarzę tej powieści. No i cóż, właśnie z tego względu zdecydowanie po nią nie sięgnę. Choć okładka faktycznie jest miła dla oka. :)
OdpowiedzUsuńReklamy ze strony wydawcy nie przypominam sobie, ale same blogi rozpowszechniły nieźle tę książkę, robiąc jej niemały szum medialny.
UsuńWidocznie śledzę blogi, które nie podejmują się tematyki young-adult. :p
UsuńJestem świeżo po lekturze najnowszej powieści tej autorki i już wiem, żeby nie brać się nawet za jakieś inne jej książki :) Strata czasu jak dla mnie :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! goszaczyta.blogspot.com
Już obserwuję bloga i zapraszam do siebie:)
Widziałam właśnie, że autorka nadal próbuje sił, a skoro powieść po rocznej przerwie w publikowaniu też zła to więcej podejść nie będę robiła. Jest dużo lepszych pozycji w kolejce.
UsuńTeraz mam ochotę ją przeczytać jeszcze bardziej niż wcześniej i pośmiać się z niektórych absurdów, jak na przykład z tej nogi XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read
W sumie są książki, które będąc bardzo złe są jednocześnie śmieszne, ale trzeba się na to nastawić. Ja spodziewałam się lektury przynajmniej dobrej - nie wyszło.
UsuńMiałam ochotę ją przeczytać, ale po Twojej recenzji już nie jestem tego taka pewna. Tyle szumu o nią, a to chyba nic niezwykłego. Wydaje mi się, że za dużo dobrych romansów przeczytałam, żeby to mogło mi się spodobać.
OdpowiedzUsuńJeśli przeczytałaś dużo dobrych romansów to NA PEWNO ci się nie spodoba. Taka książka może się nadać ewentualnie dla świeżaków z gatunku.
UsuńO nie, a ja miałam takie dobre zdanie o tej książce po wcześniejszych opiniach - aż nabrałam ochoty na poznanie owej historii. Teraz trochę mi przeszło...
OdpowiedzUsuń